czwartek, 12 kwietnia 2012

Skąd te owce


Tak prawdę powiedziawszy to owce w dzieciństwie na żywo widziałam tylko raz, w okolicach Krościenka, podczas wycieczki szkolnej we wczesnych latach szkoły podstawowej. Były białe i bezrogie. Podobały mi się, ale te wyśnione z rogami podobały mi się bardziej. Nie wiem też skąd się wzięły rogate owce w moich snach. Potem oczywiście widywałam owce wielokrotnie i wszędzie, tak jak kobiety w ciąży widzą wokół inne kobiety w ciąży. Byłam więc niejako w ciąży z tymi owcami. I była to ciąża dość długotrwała.

Aby zrozumieć meandry mej duszy i tęsknoty, które zawiodły mnie na wieś i uczyniły pasterzem (wolę formę męską zdecydowanie bardziej niż żeńską pasterka) muszę Wam troszkę uchylić rąbka z mojej rodzinnej historii.

Rodzice mojego ojca mieszkali na wsi, ale nie hodowali owiec. Dziadek Józef był miłośnikiem koni. Nie miewał kolorowych snów i nie bardzo lubił opowiadać, chyba, że bohaterami opowieści były konie. Matka mojego dziadka, prababka Katarzyna, już jako wdowa, porzuciła Nowy Jork dla jakiejś zapadłej wsi w „kraju ojców”, zabierając tam swoje amerykańskie dzieci jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej. Amerykańskie dzieci osiągnąwszy pełnoletniość pożegnały matkę swą i mojego dziadka, który był najmłodszy, i wróciły szczęśliwe na Ellis Island. Ich zdjęcia w pięknych nowojorskich strojach wiszą dziś na ścianach mojego wiejskiego domu. Dziadek został przy mamie i gospodarzyli na swoich włościach, znacznie później okrojonych przez reformę rolną. Myślę, że dziadek nie miewał kolorowych snów i nie lubił opowiadać, bo przyszło mu żyć niekoniecznie tak, jak chciał i nie tam, gdzie jego miejsce. Za Wielką Wodą byłby chyba szczęśliwszy. Nigdy się już tego nie dowiem. Ale była to dla mnie nauka, że marzenia innych, nawet najbliższych, nie muszą być moimi marzeniami.

Dziadek Adam, ojciec mojej mamy, był dla odmiany opowiadaczem i opowiadał mi przeróżne historie, jak byłam bardzo małą dziewczynką. Może takie rogate owce były bohaterkami jednej z takich historii… Nie pamiętam. Śnić o nich zaczęłam jednak dopiero, jak dziadek umarł. Miałam wtedy 8 lat. Bardzo mi dziadka Adama brakowało, bo to on zajmował się mną, jak mama po porodzie wróciła do pracy. On mnie prowadzał do lasu, na łąki, uczył rozpoznawać zioła, krzewy, drzewa, ptaki i motyle. Od niego dostałam dwa małe kotki, pierwszego psa. Przy nim mogłam się taplać w błocie i robić wszystko, co chciałam. Opowiadał mi niestworzone historie i swoje sny. Bo dziadek Adam miewał kolorowe sny, które zapisywał rano w kajecie. Babcia Aniela sobie z tego często żartowała. Szkoda, że potem po śmierci dziadków te kajety gdzieś zginęły. Przez te dziadkowe sny rodzice mamy przeprowadzili się zaraz po wojnie z Łodzi do małej miejscowości na Dolnym Śląsku. Uczeń dziadka pracował tam przymusowo podczas wojny i pisał piękne listy. Widać znał dziadkowe tęsknoty, bo kiedyś napisał, że jest pewien, że spodobałoby się dziadkowi tutaj, gdzie on teraz jest. Dziadek Adam po tym liście najpierw nie mógł spać, a potem bardzo żałował, że się obudził, bo sen był ponoć tak piękny. Po kilku dniach i kilku nocach wziął walizkę i pojechał nie wiadomo dokąd. Potem przyszedł list i babcia Aniela, którą sobie też wyśnił dawno temu, wzięła drugą walizkę i pojechała do dziadka, zostawiając swoją młodszą córkę -moją 10. letnią wówczas mamę - pod opieką starszej. Przyszedł następny list i starsza córka wzięła trzecią walizkę( dobrze, że mieli tyle walizek) i mamę za rękę i zawiozła do rodziców, a sama wróciła do domu w Łodzi. Exodusy, sny i zmiany dość spontaniczne i zupełnie niezwiązane z kataklizmami i nieszczęściami nękającymi nasz naród, mam więc niejako wpisane w życiorys. Uświadomienie sobie tego i słowa dziadka Józefa „jeśli chcesz być szczęśliwa dziecko, żyj swoim życiem i spełniaj swoje marzenia”, miało zbawienny wpływ na mą psyche właśnie wtedy, kiedy byłam jakby na rozdrożu..

Powróćmy jednak do moich baranów.

Nie miałam doświadczeń hodowlanych żadnych, żadnych wiejskich blogów raczej jeszcze u nas nie było, ja takich nie znałam. Nie było też w naszej wsi możliwości technicznych przyłączenia się do globalnej sieci. Co rusz jednak to tu, to tam słyszałam, że ktoś przeniósł się na wieś, kupił jakąś kozę, albo nawet dwie. Kozy były niezwykle popularne wśród „ miastowych”, rozpoczynających wiejską przygodę. Kozy lubiłam i lubię bardzo. Pomyślałam też, że może te rogate owce to mają być kozy. Sny przecież nie muszą być dosłowne - mówiłam mężowi (choć moje do tej pory zawsze takie były, śniło mi się po prostu to, co się miało wydarzyć – tak, jestem z tych, co miewają czasem „prorocze” sny). Te rogi, to może tylko taka wskazówka w kierunku kóz. W kierunku kóz? rogi?. W takim razie jaki kierunek wskazuje wełna? Wełna wskazuje, że czekają nas tu mroźne zimy i będziemy potrzebować wielu swetrów i szali wełnianych przy zajmowaniu się kozami. Takie rozmowy pół żartem, pół serio, prowadziliśmy spacerując po naszym kawałku ziemi, który już się w międzyczasie rozrósł do ponad pięciu hektarów ugorów, którymi ktoś się przecież musiał zająć. Co do tego byliśmy zgodni. Potrzebowaliśmy przeżuwaczy do pomocy. Pielęgnacja krajobrazu poprzez wypas – tak to się ładnie nazywa. Ale na kozy mąż nie zgadzał się wcale. Za żadne skarby. Posadziliśmy parę lat wcześniej 4000 drzew i założyliśmy sad, kozy więc, jako znane miłośniczki sadów, nie wchodziły w rachubę. Koni się boję od dzieciństwa (przez dziadka od koni), na krowy nie byłam jeszcze wtedy gotowa. Zostały nam więc tylko owce. To miała być nasza wersja light. O tym, że owce pałają równie gorącą miłością do drzew, jak i do trawy, mieliśmy się wkrótce przekonać, ale wtedy nie mieliśmy o tym pojęcia. Owce więc – postanowiliśmy. A jak owce – to tylko wrzosówki. A jak wrzosówki - to tylko rogate i kolorowe. I tu zaczęły się „schody”. Skąd wziąć kolorowe (czytaj: nie tylko szare) wrzosówki, do tego rogate?

Wrzosówki nie były szczególnie popularne wśród hodowców owiec. Małe, z taką sobie wełną. Różne krzyżówki mięsne wielkie, jak cielęta, albo merynosy z miękką wełną, to było to, co hodowcy lubili najbardziej. Wrzosówkowe „sierotki Marysie”, jako „rasa prymitywna”, poszły w zapomnienie. Prym wiodły „rasy kulturalne”. Po wejściu do Unii wprowadzono program ochrony gatunków, m.in. starych ras owiec, zakładający wsparcie finansowe dla tych, którzy zwierzęta zagrożone wyginięciem zdecydują się hodować. Ale programy mają regulaminy, zarządzenia, etc. To wolno, a tego nie, to jest pożądane, a tamto wprost przeciwnie. Są więc z natury rzeczy ograniczeniem. A ja w końcu byłam wolna i ograniczenia mnie nie interesowały. Poza tym wzorzec hodowlany wrzosówki polskiej nijak miał się do moich sennych obrazów. Moje owce były kolorowe, smukłe i rogate, z bardzo długim runem. Takie bajkowe trochę. I takie miały być. Te rasowe do 3 pokolenia były małe, bezrogie i szare. Ich fizis nie bardzo mnie pociągała. Dlaczego akurat takie są pożądane, a moje wyśnione nie. W końcu wszystkie owce dawno temu miały rogi, ale zabiegi hodowlane czyniono w kierunku wyeliminowania rogatości, nawet u baranów. Owcę bez rogów jakoś jeszcze ścierpię (mam i takie, bo mi się takie biedy trafiły też). Ale baran bez rogów to już porażka (bezrogość nie dotyczy tryków wrzosówki – to taka wycieczka dotycząca działalności człowieka w hodowli). Tak więc nasz familijny wzorzec hodowlany żadną miarą nie pokrywał się z przyjętym wzorcem w naszym kraju. A to oznaczało, że jeszcze trochę potrwa zanim zostanę pasterzem.

Pozdrawiam odwiedzających

W post scriptum muszę dodać, że z powodów technicznych byłam odcięta od Internetu. Nie było posta świątecznego, ani życzeń dla odwiedzających i tych, których odwiedzam. Życzyłam Wam wszystkim najlepiej i myślałam w ten świąteczny czas. Dziękuję Wam za życzenia i odwiedziny, które sprawiają mi radość.

14 komentarzy:

  1. A już tęskniliśmy za ciągiem dalszym :)Ale najpierw opóźnione jednak bardzo szczere z serca płynące pasterskie życzenia .Niech te budzące się życie ,zieleniące się pastwiska przyniosą Wam siłę i optymizm w działaniu ,dużo zdrowia i tylko dobrych dni.
    Wpis super piękny (wątek historyczno - rodzinny)no i wreszcie o zwierzach Waszych,czekamy na dalszy ciąg ze zniecierpliwieniem .
    Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne te Twoje opowieści z przeszłości. Bardzo podobał mi się fragment o dziadkach. Bogatą masz rodzinną historię. Co do owiec, to też myślę, że takie jak Twoje są najładniejsze.
    Wiem, co znaczą problemy z internetem i wiem, że nie musiałaś pisać życzeń, żeby dobrze życzyć, a dobrze życzyć można sobie nie tylko w święta.
    Pozdrowienia wiosenne ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantastyczna opowieść o Twojej rodzinie!
    Jak dobrze, że tyle sama pamiętasz i tyle Ci zdążono opowiedzieć. Takie historie, nie opowiadane innym, zacierają się i giną bezpowrotnie ...
    O rany! To już 5 hektarów się zrobiło?!
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nooo, też myślałam, że może- nie daj Losie- coś się stało, ze jesteś mniej obecna ;)
    Historie Twoje czyta się jak ciepłe opowieści przy kominku..A skąd dokładnie Wasze owce przybyły?
    pozdrówki serdeczne

    OdpowiedzUsuń
  5. jak dobrze ,że już jesteś :-))))) Owieczko ,Czyta się Ciebie lepiej niż niejedną książkę o życiu na wsi !!!!!!! dziękuję i czekam na cd pozdrawiając Was ,owce ,psy ,koty i Franka ( którego cieżko mi zakwalifikować do w/w gatunków ,bo mam wrażenie ,ze on po trochu jest każdym i owcą i psem i kotem i człowiekiem ;-) )jola

    OdpowiedzUsuń
  6. No i dostałam swoją dawkę lekarstewka i będę czekała na następną. Piękna rodzinna opowieść, jesteś szczęsciarą, że miałaś takiego Dziadka, a Twoje sny się jednak sprawdziły, są owce rogate i Ty ich Pasterz. Wiesz Owieczko, ja niedługo będę babcią i bardzo bym chciała pokazać to wszystko, co Ci Twój dziadek pokazywał mojemu wnukowi, bądź wnuczce. Może i on-ona będzie miał takie sny, może mi się to uda..bardzo bym tego chciała. Szkoda, że nie ma tych dziadkowych kajetów, wielka szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  7. Beata..... to się czyta z zapartym tchem....



    Wszystko czytałam w czytniku.... idę podpisy złożyć by unaocznić.

    OdpowiedzUsuń
  8. Obawiałam się, Owieczko, kłopotów zdrowotnych, robiłaś jakieś badania; dobrze, że to tylko internet; strasznie lubię opowieści o dziadkach, ich wpływie na nasze życie, czytam je jak "przy kominie, o szarej godzinie"; i ja miałam dziadka Adama, trzy razy był za wielką wodą, nie puściła go następnym razem babka, bo obawiała się, że ciągnie go tam z powodu kobiety, być może! pozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy, pa.

    OdpowiedzUsuń
  9. nooo przeczytałam z zapartym tchem, dawaj skąd te owce, też chcę:)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja z racji nieszczęścia, które spadło na nas tuż przed świętami też byłam raczej nieinternetowa. Ale teraz już lecę do kolejnego posta - leczyć duszę:-)))

    OdpowiedzUsuń
  11. Taki Dziadek jak Twój Dziadek Adam to skarb. Ja niestety nie mam takich doświadczeń z dziadkami, którzy odkrywają przed wnuczętami tajemnice tego świata. piękne historie - czekamy na dalsze :-)

    OdpowiedzUsuń
  12. Thаnks for your mаrvelous ροsting! I truly enjoyеd гeaԁing it, you're a great author. I will remember to bookmark your blog and will often come back later in life. I want to encourage you to ultimately continue your great writing, have a nice afternoon!
    Also visit my page : payday loans online

    OdpowiedzUsuń
  13. Very soon this web site will be famous among all blog viewers,
    due to it's fastidious articles or reviews

    my web site; http://www.pregnancyhelper.in/fertility-statistics.html

    OdpowiedzUsuń