Pytania w Waszych komentarzach sprawiły, że dziś napiszę taką zbiorczą odpowiedź, która mam nadzieję na niektóre z nich odpowie. Jednocześnie podkreślam, że to, co piszę na temat wełny i przetworów mlecznych, poza ogólnymi stwierdzeniami dotyczącymi owcy prymitywnej, odnosi się do moich kolorowych i rogatych owiec, żyjących w stanie półdzikim, w takich, a nie innych warunkach środowiskowych, odżywiających się na pastwisku od wiosny do jesieni i otrzymujących jedynie siano zimą .
Wrzosówka to owca północna krótkoogoniasta czyli ovis brachyura borealis. Jest owcą tzw. kożuchową, wykorzystywaną w przeszłości w tym kierunku produkcji, ze względu na doskonałe walory skór. Tak jak i inne prymitywne owce północne, ma runo zbudowane inaczej, niż okrywa wełnista „kulturalnych” owiec , ras hodowanych przede wszystkim na wełnę
Używana tu i we wcześniejszych wpisach opozycja "owca prymitywna" - „owca kulturalna”, dotyczy tylko prowadzonych przez stulecia (owca kulturalna) bądź też nie prowadzonych zabiegów hodowlanych (owca prymitywna). W tym rozróżnieniu nie mają znaczenia walory intelektualne, które obok zdrowotności i wytrzymałości, plasują nie tylko owce, ale zwierzęta prymitywne w ogóle, daleko przed kulturalnymi, wykreowanymi w dużym stopniu przez człowieka w toku wielowiekowej pracy hodowlanej.
Intelekt, zdrowotność i wytrzymałość, umiejętność radzenia sobie w ekstremalnych warunkach mają oczywiście swoją cenę. Z punktu widzenia hodowcy, ekonomiki produkcji mlecznej, rzeźnej czy wełnianej, takie owce nie mają znaczenia produkcyjnego, nie gwarantują bowiem sukcesu ekonomicznego. Z punktu widzenia wolnego człowieka, żyjącego skromnie, ale z wyboru w zgodzie z naturą, realizującego różne pasje i tęsknoty, człowieka któremu takie życie całkowicie wystarcza i który się w nim spełnia, jest zgoła odwrotnie. Cechy te sprawiają, że takie zwierzęta są po prostu idealne. Dają przecież i wełnę, i mleko, i mięso, a że nie w ilościach handlowych… Tym gorzej dla handlu.
Opowiem najpierw o wełnie, bo owca to na pierwszy rzut oka sama wełna. Nie wdając się w szczegóły budowy włosa owczego (które można znaleźć w wielkiej obfitości w Internecie i ogromnej ilości publikacji), można powiedzieć że wełna wrzosówki jest taka, jak i jej nosicielki, mocna i z charakterem, czyli szorstka i gryząca dla użytkownika. Taka też jest tkanina uzyskana z jej wełny. Nie jest to więc runo dla każdego. Mnie ich wełna nie gryzie, nie drażni i jest bardzo przyjemna w noszeniu, ale ja jestem z tych „gruboskórnych”, poza tym właśnie te, a nie inne owce, były mi pisane, jak wiemy . Byłoby więc coś nie tak, gdyby mnie ich wełna niemiłą była. Wrzosówkowa wełna jest wdzięcznym materiałem barwierskim. Dobrze się farbuje w barwnikach roślinnych, dobrze przędzie i tka, dobrze też filcuje. Najbardziej podobają mi się naturalne kolory runa i dzięki kolorowym owcom mogę cieszyć się całkiem niezłą paletą barw. Do szczęścia brakuje mi tylko bieli, choć i w tej kwestii moje przyjaciółki wrzosówki wraz z panami baranami starają się pomóc, płodząc i rodząc jagnięta o bardzo jasnym runie. Jeśli mam ochotę na żywszy kolor, farbuję runo w marzannie barwierskiej (czerwień, pomarańcz), indygo (niebieski), trzcinie czy liściach brzozy (różne odcienie zielonego), w nawłoci (żółty), jagodach czarnego bzu (piękny fiolet) czy kwasie buraczanym (buraczkowy). Umiem robić na drutach i szydełku, nie jestem jednak w tym kierunku jakoś szczególnie uzdolniona ani zapalona do nauki. Proste szale, czapki, swetry, rustykalne pledy w płóciennym splocie z podwójnie skręconej nitki – to umiem i lubię, i robić, i używać. Poza tym wrzosówkowa wełna tylko do tego się nadaje, według mnie, z natury swej. Mam różne pasje, a jedną z nich jest zgłębianie historii średniowieczne rzemiosła, także interaktywnie. Wrzosówka ze wszystkimi swymi walorami więc i tu mi doskonale pasuje.
Nie inaczej ma się rzecz z pozyskiwaniem mleka. Nie jest to owca fryzyjska – alma mater wśród owiec z naszej szerokości geograficznej, dająca świetne i dużo mleka i mająca do tego całkiem miłą wełenkę. Wrzosówka produkuje niewiele mleka w okresie laktacji, który jest raczej krótki. Rut i Noemi karmią długo, ale ilość tego mleka nie jest duża, zważywszy, że karmią dwa jagnięta, a odżywiają się sianem. Biorąc pod uwagę modus vivendi i operandi tych zwierząt, mleko jest całkiem dobrej jakości . Pozyskać mleko od moich owiec nie jest łatwo, i to nie tylko za sprawą niewielkiego wymienia i maleńkich sutków. Nie wiem, jak to się dzieje, ale jak owca nie chce, to mleka po prostu nie da. Nie wydoi się jej bez jej woli. Mleko należy do niej i jej dzieci. Zrozumiałe więc jest, że sery owcze są niestety tylko rzadkim rarytasem, goszczącym na mym stole i stołach tych, którzy akurat mają „szczęście”. Z odwiedzających bloga, serów próbowała chyba tylko Kankanka (jeden mieszany, jeden owczy całkiem). Lubię robić różne sery, od twarogów po twarde w typie pecorino czy pecorino vecchio (jeśli mam mleko owcze), ale zdana jestem przede wszystkim na niezawodne krowy z sąsiedniej wsi (żyjące tak jak i moje owce), dostarczycielki doskonałego, tłustego mleka, więc o pecorino mogę marzyć i śnić, ewentualnie sobie kupić. Robię więc sery z mleka krowiego, niepasteryzowanego. Są również świetne, ale nie są owcze. Nie spędza mi to jednak snu z powiek. Cieszę się tym co mam . Zdarzyło się kiedyś, że wśród gości miałam fachowców od owiec, parających się od wielu lat badaniami nad mlekiem owiec, którzy zajadając moje sery byli pewni, że jedzą sery owcze i na nic zdały się moje protesty, że to są jednak sery z mleka krowiego. Jako że serów była spora ilość, twierdzono wręcz, że musiałam się pomylić. Nie myliłam się, ale cóż, skoro smakowały im jak owcze, niech i im będzie.
Na sery widoczne na zdjęciach mleko pozyskałam podczas letnich wykotów w 2010 roku (drugich w jednym roku), kiedy owce miały rzeczywiście bardzo dużo mleka. A plenność wtedy wynosiła 200%, a jagnięta odchowały w 100% (tzn. ja odchowałam jedno w zamian za litry mleka od uchylającej się od karmienia Moabitki-feministki, bo to był tryczek, owieczkę karmiła). Wszyscy byli zadowoleni.
Pozdrawiam
To ci dopiero wykład, czytałam z wielką przyjemnością i musze powiedzieć, że gdybym to usłyszała od kogoś innego, nie uwierzyłabym..Twoje owce rzeczywiście żyją półdziko, w zgodzie z naturą, Twoje sny są prorocze, bo wskazywały Ci właśnie TE owce. Dużo wiesz o swoich owieczkach, o rasie i warunkach bytowania. Czytają Cię zdaje sobie sprawe ile jeszcze przede mną w poznawaniu moich kóz, uczeniu się "koziego języka". Chciałabym kiedyś, tak jak Ty stać się Zaklinaczką kóz..Co do serów, ja raz kupiłam mleko krowie od sąsiadki i zrobiłam dwa sery, jeden z koziego, drugi z krowiego. Z koziego wyszedł mi pyszny, a z krowiego nie powstał nawet porządny skrzep :(
OdpowiedzUsuńTe krowy, od których teraz mam mleko nie były pierwszymi. Od tych poprzednich mleko było nie takie. Twaróg udawał się taki sobie. Twardych serów nie mogłam uzyskać takich, jakie chciałam. Ale udało mi się przez moje owce poznać właściciela krów, moich dzisiejszych współpracowniczek w serowarstwie. Mleko jest doskonałe. Robię z niego też pyszne masło w maselnicy drewnianej, takiej jak Twoja.
Usuń..a ta wełna jest cudna :)
OdpowiedzUsuńPrawda? To nic, że charakterna. Podoba mi się bardzo
Usuńlubie czytac Twoje teksty :)
OdpowiedzUsuńja bardzo lubie welny z charakterem,jak to wiejskie dziecie:)))
...marzylam o zyciu w miescie...a teraz wszystko bym oddala by byc na wsi...z takim stadkiem zwierzatek jak Twoje:)
...kiedys...kiedys..jak dzieci sie wychowaja i usamodzielnia ...wroce..wrocimy ...ja i moja polowa ..maly domek..duzo przestrzeni :))))
Życzę Wam spełnienia marzeń. Ja też dopiero, jak dzieci dorosły mogłam je zacząć realizować
UsuńPięknie napisane z taką pasją, nareszcie ktoś kto wie o swoich zwierzętach bardzo wiele.
OdpowiedzUsuńPrzez lata przędzenia i usługowego gręplowania niewiele osób było w stanie określić rasę swoich zwierząt - najczęściej słyszałam, że to owce :)))
Ciesz się cudną kolorystyką ich runa oraz rzeczami z niego uczynionymi, jest wdzięcznym materiałem dla prządek, dziewiarek i tkaczek - u Alicji można podziwiać kawałek cudnej materii :)
Ja niestety należę do znikomego procenta ludzi uczulonych na szorstkość runa (nie na lanolinę co jest częstszą alergią), szorstkość powoduje u mnie podrażnienie skóry :((
Ale nie przeszkadza mi to w podziwianiu pięknych wyrobów u innych :))
Dziękuję Karino, moja córka niestety tak, jak Ty, jest uczulona na szorstkość, nie dla niej więc me wełenki. Także spotykam hodujących owce, którzy na pytanie o rasę odpowiadają - białe. I tyle.
OdpowiedzUsuńWitam Cię kochana zaklinaczko owiec.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam zaległości z zapartym tchem, z otwartymi ustami; niesamowita jest Twoja pasja i jak rodzince wspomniałam o Twym blogu i rogatych owcach to patrzyła na mnie jakoś dziwnie podejrzliwie.
Bardzo interesujące są Twoje "wykłady" i nigdy nie podejrzewałabym siebie, że będę chłonąć wiedzę na ten temat.
Nie znamy siebie, nieodgadnięte są w nas pokłady umysłu i serca, poruszone dziwne i nieznane struny powodują drgania, z których powstaje zaskakująco piękna i kojąca melodia duszy.
Dzięki Ci Rogata Owco.
jolanda
PS. Alergia na wełnę nie ma tu nic do rzeczy, jak pisze E-welenka.
Szczerze mówiąc nie wiem, z jakiego powodu skóra np. mojej córki reaguje tak na tę wełnę. Na żadnym etapie nie jest traktowana żadnymi chemikaliami. Przyjęliśmy, że po prostu jest nie dla niej, jak zwał, tak zwał.
UsuńDziękuję
To chyba znaczy, Owieczko, że te zakopiańskie oscypki to z mleka krowiego z małym dodatkiem owczego, gwiżdżą w zębach zupełnie jak moje.
OdpowiedzUsuńTaka wełna drapiąca jest chyba zdrowa, drażni skórę, pobudza układ krwionośny do żywszego krążenia krwi i może tak łatwo, w takim swetrzysku, nie przeziębiamy się. Cudne to zdjęcie na dole, wędrują ze słomą na grzbiecie, w sobie tylko znanym kierunku, pozdrawiam serdecznie.
ja też uwielbiam drapiącą wełnę - bo jak pisze Maria z Pogórza Przemyskiego pobudza krążenia i dodaje "aktywności" :-) .A może sery smakują jak owcze bo:albo Twoje owce "czarują" ;-) ,albo przechodzą owczymi zapachami ,które dookoła :-) ? pozdrawiam słonecznie jola
OdpowiedzUsuńJa też lubię wełnę...lubię ją czuć... "gryzie" mnie, ale nie jest to jest przykre odczucie:)to chyba kwestia progu wrażliwości skóry...tak jak z bólem..,
OdpowiedzUsuńTak jak Anust - ja mam podobnie. Lubię czuć na sobie wełnę i być może ona mnie gryzie a ja to zupełnie inaczej odbieram.
OdpowiedzUsuńWiele można sobie wmówić :)))
Ale ja rozumiem tych wrażliwych co nawet moher łaskocze, niemowlaka też by mi trudno było ubrać w ciucha z wrzosówki.
Kiedy skończę, a to może być za chwilę prząść wrzosówkę właśnie, to poddam ją jeszcze kilku sposobom na zmiękczenie.
Beatko - farbowania roślinnego przyjadę się uczyć od Ciebie, genialne te fiolety!
To ja czekam na sposoby zmiękczające. A farbować możemy do woli latem w kuchni letniej.
OdpowiedzUsuńTo też dla mnie eksperyment poniekąd, więc sama jestem ciekawa czy to coś daje :) obaczymy!
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Jolanda, nie sądziłam że tak mnie wciągnie temat owiec i wełny i produkcji serów. Jestem absolutnie zafascynowana Twoim blogiem i muszę przyznać, że wróciłam do domu i zamiast czynić zaplanowane czynności :-), siedzę od 30 minut i czytam i mnie nie odciągną od tej lektury żadne siły.
OdpowiedzUsuńpozdrowienia najserdeczniejsze :-)
O, lejecie dziewczyny miód na mą czasem skołataną duszę. Cieszę się, ze Wam się dobrze czyta, bo mnie się też dobrze pisze, choć czas na to "kradnę" póki co innym sprawom. Kto wie Marleno, może zamiast kóz na Waszej Polanie będą hasać owce. Buziaki ślę
OdpowiedzUsuńNo i znowu jestem trochę mądrzejsza - przynajmniej w kwestii owiec :). Bardzo dziękuję za tę dawkę wiedzy i to na dodatek tak ciekawie podaną :).
OdpowiedzUsuńWełna na drugim zdjęciu wygląda pięknie!
Was für herrliche Wolle, ich liebe solche Naturwolle. LG Anke
OdpowiedzUsuńWitaj Rogatko
OdpowiedzUsuńFajnie że masz swoje stado. Przez długi czas marząc i przygotowując się do założenia swojego medievalnego mini skansenu uczyłem się z literatury hodowli zwierzaków.Jeździłem na Wystawę PolFarma do Poznania oglądac rasy rodzime. Z owiec zastanawiałem sie nad opcja wrzosówki czy świniarki. W tamtym roku pod Przmyślem przesiedziałem sporo godzin ogladając stado duże świniarek....tez maja rogi i jak zapewniał własciciel nie maja kulawek. Ja nie nadaje sie do obróbki i pielenia grządek. Kilka dni temu w Wielka Sobote sasiadowi urodziła sie z pierwiastki mała cieliczka. sąsiad zawołał i miałem niesamowitą frajde przy wycieraniu małej do sucha ....przez trzy dni podpychaliśmy mała do wymienia żeby zdajała siare i potem blokowałem krowe żeby nie uciekała przy zdajaniu reszty...super...ale śmierdziałem jak obornik. Podsyłam linka do galerii z warsztatów które urządziłem u siebie w domu. Skąd zdobywasz marzanne. Koleżanka cudem dostała ostatni worek z hurtowni... Pozdrawiam...chciałbym zobaczyć kiedyś Twoje stado...Ale moje drogi wioda mnie na Pomorze Środkowe.
https://picasaweb.google.com/100205386576288647572/Przasniczki1720Luty2011Bedkowice
Wełna przepiękna! Fascynująca wiedza o naturalnym farbowaniu.
OdpowiedzUsuńSuper opowieść o znawcach owczych serów :)
Pozdrawiam serdecznie!
A ja nie mogę, nie mogę znieść wełnianego drapania. A tak mi się te wełny podobają.
OdpowiedzUsuńO wrzosówkach uczyłam się 100 lat temu na zootechnice, studiach tyleż ciekawych, co zbędnych.
hm... nie bardzo wiem co napisać. Wielką garść ciekawych informacji nam przekazałaś i jak kiedyś będę chciała mieć owce, a planuję jakąś zwierzynę, to na pewno się Ciebie poradzę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Bardzo dziękuję za odpowiedź w kwestii pozyskiwania mleka. Osobiście jadłam sery owcze tylko w wykonaniu francuskim (z okolic Lille), więc doświadczenia smakowego, ani tym bardziej kulinarnego nie mam, ale bardzo mi smakowały i ogólnie rzecz biorąc interesuje mnie to co rzadko spotykane i "wiejskie".
OdpowiedzUsuńOwieczko, mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie, miałam napisać na priv, ale tak sobie pomyślałam, że może to się kiedyś komuś przyda. Na bocznym panelu Twojego bloga są zdjęcia kurek zielononóżek, mniemam więc, że takie kurki hodujesz. Planuję kupić taki drób moim teściom, i mam prośbę byś w jakimś poście czy może w komentarzu napisała jakie te kurki są w hodowli. Teściowie są w podeszłym wieku, schorowani, ale chcieliby mieć kilka kurek, które nie są wybitnie wymagające. Wyczytałam, że zielononóżki właśnie takie są, do tego znoszą zdrowe (z małą ilością cholesterolu)jajka - ale wiesz jak to jest z opisami rasy... chętnie dowiedziałabym się czegoś od hodowcy, więc jeśli nie nadużywam Twojego czasu i dobrego serca to proszę o opinię. Pozdrawiam :)
Co prawda pytanie nie było do mnie, ale tak się składa, że z zielonóżkami znam się aż za dobrze...
UsuńPod pewnymi względami są bardzo "łatwe" - zdrowe i odporne, praktycznie nie wymagają opieki weterynaryjnej (jeden rzut profilaktyki kokcydiozy w wieku paru tygodni to praktycznie wszystko, czego potrzebują na resztę życia. Jeśli kupujesz podchowane kurczęta czy kokoszki, to prawie na pewno mają tę profilaktykę za sobą).
Podczas zeszłorocznych mrozów, w nieocieplonym kurniku, miewały się doskonale i nawet nie spadła ich nieśność (z tym, że rekordowa nie jest, a w sezonie zimowym zawsze niższa - ale pozostała "normalna" dla zimy).
Ale pod pewnymi względami są trudne - jeśli teściowie mają malutką działkę, to zielononóżek nie polecam. Przefruną nad ogrodzeniem, zdemolują ogródki sąsiadom (jedna zielononóżka w ciągu jednego poranka potrafi "przegrabić" tymi zielonymi łapkami parę m2 grządki).
Z kolei zamknięte w wolierze czy w pomieszczeniu zaczną wariować, dziobać się nawzajem - do śmierci.
Trzeba się też liczyć z tym, że jest to kura o silnym instynkcie wysiadywania - niekoniecznie pożądanym, jeśli nie myślisz o powiększaniu hodowli, a tylko chcesz mieć jajka...
Po pierwsze, licz się z tym, że będą próbowały zakładać gniazda w rozmaitych kryjówkach poza kurnikiem, im bardziej fantastycznych, tym lepiej. Jedna z moich panienek wygrzebała sobie prawdziwą norę!
Po drugie, kura próbująca wysiadywać, nie niesie się. Na przełomie wiosny i lata po wejściu do kurnika będzie Cię witać nie widok świeżych jaj w gniazdach, tylko chóralny skrzek kwok... Jest sposób, by kurę zniechęcić do kwoczenia - na parę dni zamknąć w klatce z podłogą z siatki lub prętów, aby nie mogła zagrzać podłoża, wtedy wróci do niesienia jaj. Ale za parę tygodni można się spodziewać powtórki, no i nie każdy chce to kurze robić...
Kurczęta z kurą odchowują się bardzo ładnie, ale bez matki - nie polecam zaczynania od maluchów, lepiej kupić już podrośnięte kurki. Wprawdzie kurczaki są silne, zdrowe i samodzielne - ale wszystkie problemy związane z dorosłymi tu występują w potędze trzeciej! Nie wypuścisz ich swobodnie, bo koty, wrony itd - a zamknięte w ograniczonej przestrzeni zaczną dziobać się nawzajem, najpierw z nudów, ale gdy któreś zostanie zranione do krwi, reszta wykończy je w ciągu minut.
Owka, bardzo dziękuję. Działka jest spora, w dużej części porośnięta trawą, więc pastwisko byłoby idealne, ale sąsiedzi z boku też są. Zastanowię się jeszcze. Pozdrawiam
UsuńDear Beata, hi
OdpowiedzUsuńI admire you, because you do something with love and live in nature!!!!
Many thanks for so interesting informations!
Many greetings and kisses
Rogacizno Nasza :-), gdzie Ty się podziewasz? :-)
OdpowiedzUsuńWitaj, przeczytałam wszystko "od deski do deski" i wprost brak mi słów. Podziwiam ludzi takich jak Ty, potrafiących iść za swoimi marzeniami. To naprawdę wspaniałe żyć tak by wstawanie rano było przyjemnością czekania co przyniesie nowy dzień, a sen dawał odpoczynek i nadzieję wspaniałego następnego dnia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Ja też czytam tu zawsze wszystko od deski do deski! Bardzo lubie tu zaglądać! :-) I jestem nadal pod wrażeniem! :-)
OdpowiedzUsuńcoś mocno Cię pochłonęło. Nie wiem czy wiesz ale to już czerwiec się zaczął :)) pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńOwieczko, co tak cicho u Ciebie?
OdpowiedzUsuńSerce mi się rozedrgało, jak czytałam... Parę lat temu zapałałam miłością do wrzosówek - że takie pierwotne i śliczne... No i pamiętałam z dzieciństwa, jak babcia na kołowrotku przędła, a mnie się to bardzo podobało. Uparłam się, długo szukałam, gdzie wrzosówki można kupić. W końcu znalazłam w Balicach pod Krakowem w ośrodku doświadczalnym. Zaczęło się od 2 tryków - Bazyla i Fullera. Wszystkie jarki były już sprzedane, więc wróciliśmy z 2 samcami w bagażniku. Musiały czekać cały rok, aż kupiliśmy im po samiczce. W tym czasie tworzyły stado z koniem i kozą :)
OdpowiedzUsuńTak zaczęła się moja przygoda z wełną i owcami. Kołowrotek był po babci. Przy zgłębianiu tematu okazało się, że ma zupełnie innowacyjną konstrukcję.
Rogata Owco, na czym przędziesz? Tylko na wrzecionie, czy masz jakiś zmechanizowany sposób też?
Gręplowałam ręcznie, szukając właściwego sposobu, posiłkując się co nieco forum rekonstrukcji historycznych.
Najlepiej w roli gręplarki sprawdza się druciane zgrzebło do czesania psów - kupione w zoologicznym. Czesaną wełnę zwijałam na palcu w "naboje", które dobrze się przechowywało i sprawnie dobierało podczas przędzenia...
Kilka kompletów zimowych, ciepłych z tego powstało...
Wzdycham tęsknie, bo wraz z zyskaniem męża kochanego straciłam czas na to moje rękodzieło i owieczki. Nad owcami opiekę przejęli moi rodzice, a ja poszłam w świat z mężem...
Trafiłam na Twojego bloga i przypomniało mi się wszystko - nawet chciałam na początku założyć stronę www dla miłośników rasy, nawet miała być w podobnych kolorach :)
I serce mi podskoczyło na widok zdjęcia z wyczesaną wełną :)
I tylko żal teraz, bo z różnych powodów muszą się moi rodzice pożegnać z owieczkami...