Zanim wyłączą prąd
wieje straszliwie i smaga deszczem. Pogoda jest nieprzyjemna bardzo, nawet owce postanowiły nie wychodzić na pastwisko, leżą sobie wygodnie na głębokiej ściółce i żują. Mnie się też nie chce wychodzić, choć miałam plany "olejowe" w masztalce.
W związku z tym, zanim wyłączą prąd, spróbuję pokazać jeszcze trochę słonecznych zdjęć z obejścia i łąk.
Lato, takie prawdziwie gorące i słoneczne, w tym roku trwało raptem 10 dni. Zazwyczaj było deszczowo, szaro i wietrzne. Mieliśmy nawet lipcową powódź. Pozrywało mostki, poważnie uszkodziło najważniejszy most we wsi (mamy tylko niechlujnie zabezpieczoną połowę zdatną do przejazdu samochodami do 3 ton, nikt nie wie, kiedy go naprawią). Powódź spowodowała spore zniszczenia. Nam też woda wdarła się do domu, zalała piwnicę, w oborze mieliśmy szemrzący strumień, płynący swą wiekową drogą, czyli sporym kanałem zbudowanym pewnie za pierwszego Antona Austa, a może i wcześniej. Nie była to woda głównego winowajcy, czyli potoku Srebrna, który spowodowal zniszczenia we wsi. Nasza domowa woda spływała z góry. Drugi potok, już na naszym terenie, zniszczył drogę na pastwiska, ogrodzenia i same łąki leżące w jego dolinie.