czwartek, 26 lipca 2012

Wieczne wakacje

Gołe owce
Biegająca z owcami - tak widzi mnie Jola z "Innej bajki"

A taki widok mam niedaleko


"Malarstwo" nakubkowe
Pomidory z ogrodu, zioła z łąk



Odkąd zamieszkałam na wsi mam wrażenie, że jestem na niekończących się wakacjach. Bez względu na porę roku i moje liczne obowiązki wiodę sielskie życie wiejskiej baby. Śpię, a mi rośnie. Rosną owce, psy i koty, rośnie trawa, rośnie wełna, rośnie w ogródku, rośnie góra serów, rośnie ciasto chlebowe, tylko ja jakoś nie rosnę, a nawet jakby trochę mniejsza jestem z każdym rokiem.

Wszystko w gospodarstwie robię sama przez okrągły rok. Pomoc jest mi potrzebna przy strzyżeniu owiec, zwózce siana, likwidowaniu zimowej ściółki, która tworzy się pod paśnikami w owczym domku i na zewnątrz. Drewno tnie i rąbie mąż, bo to uwielbia. Przed jego wyjazdami, które mogą trwać nawet kilka miesięcy, zawsze mam przygotowane drewno do kuchni.

Codziennie budzi mnie kogut Klemens skoro świt czyli około czwartej nad ranem swoim przenikliwym głosem. Cieszę się wtedy, że nie mieszkam tam, gdzie pianie koguta powoduje awantury sąsiedzkie, gdzie jeszcze niby wieś, ale życie w zasadzie miejskie i każdy odgłos żyjącego zwierzęcia jest zamachem na spokój sąsiada i zakłóca ciszę nocną, dzienną, etc. Nie wstaję z łóżka od razu, ale oddaję się lekturze do jakiejś godziny szóstej. Jak poczytam, wstaję, wypuszczam Tymka , bo on sypia w domu, nie jak reszta psich towarzyszy na dworze, ponieważ ma „tendencję do włóczęgostwa” i nie chcę, aby na swoje włóczęgi zabierał resztę towarzystwa . Rozpalam w piecu, mielę kawę w starym młynku ręcznym, stawiam na piec i idę dokonać porannych ablucji. Akurat jak kończę te toaletowe czynności, czuję już zapach świeżo zaparzonej kawy. Wypijam, karmię koty, psy, kury i idę na spacer w poszukiwaniu owiec, które o tej porze roku są już całkowicie zdziczałe. Proces dziczenia postępuje do listopada i zmniejsza się wraz z rosnącą ilością siana, którym je karmię i zwiększającą się ilością wiader z ciepłą wodą, którą je poję. Od stycznia do marca to już prawdziwe owieczki-przyjaciółeczki, oswojone na nowo, mieszkające, jak Pan Bóg przykazał, blisko pasterza. Wraz z wiosną zaczynają dziczeć ponownie, aż do całkowitego zdiczenia po zimnej Zośce. Dzikie owce nie wracają na noc nawet podczas deszczu czy burzy, tzn. takiej „normalnej” burzy z piorunami. Jeżeli zaś wracają (co czynią rzadko), a niebo się chmurzy, to wiem że będzie się działo. Nigdy się nie mylą. Mam więc taki własny i niezawodny, jak dotąd, system wczesnego ostrzegania meteorologicznego. Pozwalam im więc dziczeć, choć czasem serce mi się kraje, gdy leje jak z cebra, a one tam gdzieś z maleńkimi jagniątkami wędrują i sypiają pod gołym niebem.

Tak więc szukam ich rankiem, aby się dowiedzieć co u nich słychać, czy żadna nie kuleje, czy je i przeżuwa, czy smutna jest może i nieswoja. Czasem tak jest, trzeba opatrzyć racicę skaleczoną czy złamany i pokrwawiony kikut roga, czasem jak już wiecie, znajduję jagnię albo dwa jagnięta, czasem znajduję parę sztuk owiec poza ogrodzeniem, a czasem parę sztuk saren wraz owcami na pastwisku, bo dla saren, jak i dla moich owiec, ogrodzenia w zasadzie nie istnieją (elektrycznego pastucha nie używam). Jak jest ładna pogoda, a ja nie mam innych obowiązków, siedzę z owcami na pastwisku i obmyślam strategię pozbycia się saren, bo za przetrzymywanie dzikich zwierząt grożą kary. A te sarnie małpy często pasą się wśród owiec na pastwisku i są widoczne z drogi, jak na stolnicy. Czy ktoś ma jakiś pomysł na pozbycie się saren z pastwiska, nie robiąc im krzywdy? Urzędnikom zza biurek wszystko wydaje się proste. „Otworzyć pastwisko na noc, to wyjdą , albo wygonić”. Proste. Prawda? Nikomu nie przyjdzie do głowy, że jak otworzę pastwisko (robiłam już tak) na noc, to nie dość, że nie wyjdą te, które już tu są, to przyjdą nowe i zamiast 2, mam sztuk 8 wraz z potomstwem. W sumie to się tym sarnom nie dziwię, chcą mieć święty spokój, aby wychować dzieci, a nie mieć myśliwych czy kłusowników na karku. Spędzam więc pełne atrakcji przedpołudnie na pastwisku, czasem robię zdjęcia, ale zwykle zapominam zabrać ze sobą aparat, czytam lub przędę na wrzecionie. Owce zawsze sprawdzają , co robię, przychodzą , obwąchują, ciągną za włosy, zaglądają do kieszeni, usiłują skonsumować książki lub czasopisma. Lubią też jak im śpiewam, więc coś im tam wyśpiewuję, a one słuchają. Gdy przestaję śpiewać, córka Moabitki podchodzi i trąca mnie racicą. I tak czas mija mi do południa. Psom się szybko nudzi więc wymyślają sobie atrakcyjne psie zajęcia – wyścigi, kopanie nor lub skoki przez płoty, albo zapadają w błogi aczkolwiek bardzo płytki sen. Jak i mnie się znudzi, wracam do domu z psami lub bez.

Około południa przygotowuję sobie obiad z tego, co mam w ogrodzie, w spiżarni, co dostałam w ramach wymiany sąsiedzkiej za sery, masło, chleby, konfitury. Zakupy robię raz w tygodniu albo i rzadziej, zwykle są to tzw. „zakupy zwierzęce” czyli produkty, z których gotuję jedzenie dla psów oraz sól, środki czystości, lokalna prasa. Mleko przywożę codziennie po udoju od zaprzyjaźnionej krowy (10 L) i codziennie robię ser, raz lub dwa razy w tygodniu twaróg, z pysznej śmietany ubijam masło, piekę chleb z mąki, którą kupuję w lokalnym młynie, pszenna jest z pszenicy uprawianej przez koleżankę, żytnia ze zboża sąsiada (ok.400 kg), jajka niosą kury, miód mam z pasieki sąsiadki. Cukru używam tylko do przetworów.

Teraz popołudnia spędzam w ogrodzie, w lesie, wiję wianki z ziół, aby pięknie pachniały zimą. Bawię się w malarkę porcelany, garncarkę, tkaczkę, prządkę. Bawię się, bo nie mam jakichś wielkich talentów, ale mam w tym przyjemność. Wieczory są zarezerwowane dla zwierząt, gości. Kładę się późno, bo lubię czytać po zmroku. Czasem czytam przy lampie naftowej, jak ostatnio, bo przez kilka dni nie mieliśmy prądu. Lampy mam trzy i spory zapas nafty. Często wyłączają nam prąd, ale i do tego można przywyknąć.

Czy to nie jest sielskie życie? Wieczne wakacje? Dla mnie jest. Ani mi się nie nudzi, ani nie padam na nos ze zmęczenia. Cieszę się każdego ranka od nowa. Wiem, że jestem na swoim miejscu, dokładnie tam, gdzie powinnam być i robię to, na co mam ochotę. Czego i Wam wszystkich życzę dziękując za odwiedziny