wtorek, 30 kwietnia 2013




Nomen omen. 
Pacjan z Barcelony czyli wyznania jawnogrzesznicy


Od miesięcy nic nie piszę. W marcu rok skończył mój blog. Trochę głupio zakładać bloga i nie pisać nic. Nie mam w sobie dyscypliny. Nie mam czasu. Nie nadaję się na blogerkę. Wolę czytać u innych, niż pisać u siebie. Mimo że mnie nie ma, to i tak różni spamerzy zawalają mi skrzynkę mailową. W narodzie naszym jest spora liczba zatroskanych bezinteresownie naprawiaczy świata, zabierających głos u każdego i na każdy niemal temat. Nie pisałam więc także w celach niejako „naukowych”. Okazało się jednak, że czy piszę, czy nie, piszą do mnie różni Nabale (nikt nie użył takiego imienia, ja tak sobie nazywam autorów anonimowej korespondencji. Kto ciekaw niech sobie wygoogluje 1. Księgę Samuela, wers 25)

Z drugiej strony umarlibyście z nudów, gdybym zaczęła prowadzić coś na kształt pamiętnika pasterskiego, co było pierwotnie moim zamiarem.  Pasterskie życie bowiem jest zdeterminowane kalendarzem owczego żywota i raczej mało zajmujące. W połowie sierpnia szał miłości (tzw. krycie dzikie), a od 15 stycznia – czyli jak Pan Bóg przykazał – narodziny jagniąt. Najpierw urodziła Tamar dwa baranki, następnego dnia zaś Salome jedną owieczkę. Moabitka powiła dwa baranki dnia trzeciego i nie zamierzała, przynajmniej na początku, zajmować się swoim potomstwem. Zmusiła mnie tym samym to roli mamki, jak co roku. I tak dalej. I tak dalej. Rachel powiła trojaczki, co nie jest częste u wrzosówek, z pewnością aby  trochę zburzyć monotonię bliźniaczych porodów.  Zajęła się od razu całą trójką, mimo braku trzech sutków. Stado tak mi się więc powiększało do końca zimy, która w tym roku w związku z ociąganiem się niektórych panien z porodami, przesunęła się prawie do połowy kwietnia. Bo moim owcom najlepiej "wychodzą" zimowe porody. Nie wszystko szło jak z płatka, bo tak nigdy nie idzie. Przy zwierzętach, szczególnie zimą, jest dużo pracy. Samych jagniąt mam kilkadziesiąt. Sześć dokarmiałam butelkami. W gospodarstwie praca się nigdy nie kończy. Tak jest i teraz, bo trzeba dodatkowo zająć się ogrodem kuchennym (który jest naprawdę duży) i założyć od nowa przedogródek, który czasy świetności ma za sobą. W erze przedowczej i protokomondorskiej był piękny. Jest już ogrodzony, więc kiedyś znów będzie cieszył me oczy, ale zanim to nastąpi, dostanę nieźle w kość. Prócz tego, by owce mogły znów dziczeć na pastwiskach, należy naprawić ogrodzenie. A teren jest spory. Nie wszystko mam wysiane, czy posadzone. Nigdy się zbytnio nie spieszę. Festina lente – to moja dewiza. Sprawdza mi się od wielu lat. życie to nie wyścigi. Ogród jest dla mnie ważny, ale nie mam duszy ogrodnika. Mimo to, wszystko nam rośnie w dużych ilościach. Mam jeszcze swoją marchew, pory, dynie, fasolę. Mam już swój szczypiorek, rukolę, zieloną pietruszkę i zioła. Czekam na sałaty i kwiaty.


Pacjan wraz z Izydorem i pasterka
Hildegarda
Koguty dla Mnemosyne o pięknych włosach
Buziaki Peti i (Arabii) Felix

Wielkanoc 2013
Orwell stróż
Klemens z żonami

 „Bóg woła gwiazdy po imieniu” (Iz 40, 26). Ja po imieniu wołam owce moje i psy, i koty, i kury i gęsi wołać będę, gdy przybędą.  Grzeszę więc jawnie. Bo wołam wszystkie zwierzęta ludzkimi imionami. Co nie uszło uwadze czujnych tropicieli występku i grzechu. Bo jakże to tak?!. Zwierzętom ludzkie imiona nadawać. I do tego święte. Żeby tylko psom i kotom, ale baranom. Nie uchodzi. Najbardziej oberwało mi się za …kto zgadnie? Oczywiście za Franciszka. Bo akurat papież imię to sobie upodobał był niedawno. „Powinnam baranowi imię zmienić”. Ale grzechu to i tak nie zmyje. Nie wiadomo tylko czy zgrzeszyłam ciężko, czy lekko. Tak czy siak pokutować powinnam i nie nazywać więcej zwierząt ludzkimi imionami. Tak mi radzi życzliwy Anonim powołując się na wypowiedź pewnego księdza P. (nomina sunt odiosa). Od grzechu do pokuty droga niedaleka. Pacjan zbliża się wielkimi krokami.

W dzieciństwie uwielbialiśmy z bratem wyszukiwać w mądrych książkach imiona. Patrystyczne, biskupie, perskie, greckie, rzymskie i przeróżne przydomki. Nadawaliśmy je też naszym  zwierzętom (miały ich po kilka naraz), roślinom w ogrodzie czy różnym przedmiotom (to ponoć świadczy o chorobie psychicznej, więc jakby co, jestem usprawiedliwiona). Co i rusz natykaliśmy się na fascynujące imiona. Marzyliśmy o innych imionach dla nas. Nasze nam się wcale nie podobały. Bo też i rodzice nie wykazali się w ich wyborze wielką kreatywnością. Dwa liche przymiotniki łacińskie wybrali na imiona dla ukochanych dzieci. Rodzice tłumaczyli nam, że imię jest wróżbą, stanowi znak, może np. zdradzać cechy charakteru człowieka lub przeznaczony mu los (tu muszę dodać, że rodzice trafili z naszymi imionami doskonale, ale wtedy widzieliśmy to zupełnie inaczej). Na chrzcie nadano nam po dwa imiona, ale i te drugie dawały świadectwo zupełnego braku fantazji naszych rodzicieli. Mnie dano na imię Maria, a bratu Józef.  Ja chciałam mieć na imię Berenika a mój brat Polikarp, albo ostatecznie Izydor, bądź Euzebiusz.

 A  wszystko zaczęło się oczywiście przez ojca. Po przebrnięciu przez historię filozofii Stoeckla i Weingaertnera spodobało mi się wertowanie i czytanie podobnych pozycji. A tych na półkach nie brakowało. Pewnego dnia natknęłam się na taki kwiatek: „Św. Pacjan z Barcelony : studium patrystyczne”, autorstwa Jana Czuja, pozycji wydanej w Tarnowie, nakładem Księgarni Zygmunta Jelenia w roku 1923.  Imię to pokochaliśmy z bratem wielką miłością. Pacjan z Barcelony. Nigdy wcześniej nie słyszeliśmy podobnego imienia. Nie kojarzyło się nam ono wcale z pacanem (naszym kolegom wszystkim bez wyjątku tak się od razu skojarzyło). A od Pacjana nieduży krok dzielił nas od fascynacji innymi podobnymi. Stąd i Polikarp ze Smyrny, Euzebiusz z Cezarei, Izydor z Sewilii czy Bazyli Wielki. Dwóch kolegów dziadka - Pan Izydor (nie pamiętam nazwiska) i Pan Bazyli B. bardzo nam imponowało. Nosić takie zacne imiona, to było coś. Od Pana Bazylego dowiedzieliśmy się, że pochodził z Buczacza. Mówiliśmy więc o nim od tego czasu nie inaczej, jak tylko Bazyli z Buczacza. Żadne imię nie przebiło oczywiście Nabuchodonozora. To dopiero było super imię. Imieniem tym nazwaliśmy kota.

Tak już mi zostało z nadawaniem „ludzkich” imion zwierzętom. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że to „brak kultury”, nie „szanowanie uczuć innych ludzi, bo jakby tak ktoś szedł z dzieckiem i ja wołałabym swoje zwierzę imieniem tego dziecka…” Jak żyję nie słyszałam jeszcze, by ktoś nazwał swe dziecko Pacjan z Barcelony, Hildegarda z Bingen. Nie spotykam dziewczynek imieniem Salome, Rachela czy Ryfka, przynajmniej nie tu, gdzie mieszkam. Nie chadzam z owcami po parkach na spacery ani na imprezy masowe. Poza tym imiona z którymi się stykam najczęściej to Nikola, Andżelika, Samanta, Aleks, Kevin czy Fabian. Akurat te nie są w moim typie. A kilku Franiów, Tymek i jego siostra Estera bardzo się cieszą, że mam psa Tymka i owcę Esterę oraz barana Franciszka. A na koniec wyznam Wam, że najwięcej Barbar znałam, że się tak wyrażę, wśród przedstawicielek gatunku bos taurus, czyli krów.


Serdecznie pozdrawiam wszystkich odwiedzających i życzę udanego odpoczynku majowego.

50 komentarzy:

  1. Ja będę wdzięczna nawet za pamiętnik pasterski :) Co do imion- chętnie zamieniłabym się z Twoją owcą, bardzo podoba mi się "Estera". Pamiętam też psa znajomego- miał na imię Tomasz (pies, nie znajomy) - i uważam, że bardzo to do niego pasowało. O, właśnie uświadomiłam sobie, że nie pamiętam, jak na imię miał ten znajomy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakże mi brakuje Twoich wpisów,ale rozumiem, wiem i po prostu czekam.
    I nie mogę się nadziwić, że tak pięknie grzeszysz. Grzesz :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się ogromnie, że znowu mogę Cię czytać :). Uwielbiam Twoje historie i jestem pewna, że nawet pamiętnik pasterski pisałabyś tak, że czytałoby się go jak najlepszą powieść :).
    Cudne są te Twoje zwierzaki. Ja na pewno nie poczułabym się urażona, gdybyś moim imieniem nazwała jakąś owcę, kozę lub gęś - wręcz przeciwnie ;)).
    Pozdrawiam bardzo serdecznie :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie pamiętnik pasterski byłby " the best":-))) I łączę się z Tobą w grzechu jako właścicielka zwierząt o jak najbardziej ludzkich imionach.
    Ściskam mocno
    Asia

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ się cieszę, że jednak coś napisałaś :)
    Imiona "ludzkie" jak najbardziej pasują zwierzętom. Mimo, ze jestem bardziej "psowata" to jednak uważam, ze szczególnie pasują kotom. Taki Stefan, Zdzichu, na przykład. Ja co prawda nie wcieliłam tej zasady w życie. Bo cóż- Jagoda, Kicia (na wybrane imię Lilith nie reagowała...), Ruda i Garip, choć ten ostatni smutne nosi imię- w ojczystym języku jego rasy oznacza- Samotny.
    Moi rodzice nas wyróżnili imionami, ja to przełożyłam na swoje Absorbery. Gniewomir i Nadzieja. Czy im z tym będzie łatwo? Zobaczymy...I tak będą mieli pod górkę...po takich rodzicach...;)
    Owieczko, pisz choć raz na miesiąc! Ja też teraz coraz mniej czasu mam, bo Młoda wreszcie się przemieszcza po ziemi, ale będę miała co ciekawego do poduszki poczytać!
    Ściskam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja miałam kota, którego "specjaliści" nazwali "kotką", więc była... Barbara, Baśka, Basiencja Kotencja, czyli kocur z jajami jak poduchy;))))
    A ja też byłam już w życiu Onufrym, a potem Gerwazym, Bazyli zaś to mój miś z dzieciństwa, ukochany do dziś;)
    Piękne imiona to także moje hobby, zwłaszcza wśród autorów traktatów się ich wielu znajdowało, a ja traktaty pasjami kocham;) Zatem Grzegorz z Nazjanzu czy Boecjusz, Pryscjan czy Donatus, albo Euzebiusz z Cezarei. A antyczni też niczego sobie: Witruwiusz, Maniliusz, Tertulian i Apulejusz.
    Ale nade wszystko kocham żywioł onomastyczny Witkacego: Skurwy, Atanazy Bazakbal, Edgar Nevermore, księżniczka Keskeszydze, baron Brummel de Buffadero-Bluff - uwielbiam to po prostu;))))
    Gdybym miała owce, nazywałabym je właśnie tak;)))
    A z tym grzechem to wiesz, kto jest bez niego, niech... itd.

    OdpowiedzUsuń
  7. ale długo Cię nie było...a zwierzątka cieszą oczy...

    OdpowiedzUsuń
  8. Generał Kałmanawardze, pułkownik Tichobzdjejew.To inna klasa ciekawych nazwisk. Moja prostacza dusza zawsze się cieszy takim humorem. Pacjanie, jakże miło, że napisałaś coś na własnym blogu.Grzesz, ile wlezie, w końcu trzeba mieć jakieś przyjemności w życiu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo miło się to czytało, oby więcej :D
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Owieczko jesteś w końcu:))I bardzo dziękuję za prawdziwe kogutki!!!! Z tym grzeszeniem to powtórzę za moją siostra, która zwykła często powtarzać "lepiej grzeszyć i żałować niż żałować, że się nie grzeszyło", coś w tym jest no nie? Tak, więc śmiało, grzesz ile wlezie, w końcu pewnie jeszcze jakieś zwierzątko ochrzcisz.
    Baśkę - krowę to i ja miałam, nawet ją w ostatnim swoim poście wspomniałam, dobra krowina była, czasem z nią rozmawiałam, a ona wydawało się, że słuchała. Tak przynajmniej wyglądały jej wielkie oczy i strzygące na mój głos uszy. Mnie zawsze się podobały "stare" imiona i zazdrościłam ciotkom, że takie nosiły. Nawet ochrzciłam nimi moje lalki. Jako dziecko fascynowało, a raczej bardzo śmieszyło, imię Kalasanty i Kunegunda, tak miała imię koleżanka mamy. Potocznie Kundzia. Zaś mama koleżanki z klasy miała na imię Prakseda. Pewnie to upodobanie do starych imion wzięło się z książek historycznych, które pasjami czytałam. Za to swojego imienia nie znoszę i bodaj nie odwrócę się na ulicy, jak ktoś mnie nim zawoła. Nie powinnam w sumie narzekać, bo też jest stare, ale jakieś takie.....poważne i toporne.Dlatego ksywek mam ci dostatek:))))
    Bardzo ładnie wygląda Twoje obejście ze zwierzakami i potrafię sobie wyobrazić ile przy tym roboty. Podoba mi się Twoje podejście do życia, że nie wszystko trzeba śpiesznie robić....muszę się tego odzwyczaić. W gonitwie miejskiej, co rusz o tym zapominam i ciągle biegiem, biegiem.....
    Buziaczki serdeczne przesyłam i daj znać częściej, co u Ciebie. A gąski to takie białe będą czy te szare, siodłatki, karpiatki....

    OdpowiedzUsuń
  11. ...tak sie sklada, ze jak wracam umeczona z pracy...i juz prawie na czterech po domu sie wleke ;)))....wtedy zawsze znajde post u Ciebie :)...uwielbiam Cie czytac...i dobrze, ze nie co dzien ;)...imiona ludzkie od dziecinstwa nadawalam kotom i psom :)....czasami roslinom :)
    ..nie widze w tym nic zlego :)...mysle, ze Papiez Franciszek tez raczej by sie usmiechnal , niz obrazil :)
    bardzo serdecznie Cie pozdrawiam Owieczko :)...

    OdpowiedzUsuń
  12. U moich dziadków owce wołało się: Basia, baś, baś, baś! A babcie uważały, że zwierzęta nie mogą nosić ludzkich imion, bo duszy nie mają... tu mam wątpliwości - co do tej duszy.
    I żeby było sprawiedliwie, w necie używam imienia mojej kotki - Oślun jej dano, bo kocurem być miała, ha ha!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ci wszyscy Nabale ... są bardziej papiescy od papieża; no wiesz? Bereniki Ci się zachciało, Maria, takie ładne ...jak ja nie lubiłam swego imienia, babcia mi je wybrała, bo urodziłam się na Matki Boskiej Różańcowej; nasze 4 psy nazywały się Maks, koleżanki narzeczony też ... pozdrawiam Cię serdecznie, Zapracowana Pastereczko.

    OdpowiedzUsuń
  14. Owieczko, jak dobrze, że się odezwałaś!!! Co do grzeszenia, to obyśmy wszyscy tylko takie grzechy mieli... Też myślę, że papież Franciszek by się uśmiechnął. W dzieciństwie miałam koty Maćki, jeden był Filip (i okazał się być Filipką jak powił kocięta). Kocham twoje opowieści o rodzinie, imiona wynajdywane przez ciebie i brata są wspaniałe. Pan Polikarp mi się zapamiętał z książki Ewy Szelburg-Zarembiny "Królestwo baśni". Wolę takie imiona jak Barnaba czy Bernard niż Sebastianów i Patrycje. Na Orawie jest bardzo popularne imię Wendelin, chyba rzadko spotykane w innych rejonach. Mój ojciec w dzieciństwie miał nianię Teklę. A ja swoje imię lubię, wydaje mi się, że dobrze do mnie pasuje.
    Owieczki i baranki twoje przesympatyczne, kury i kogutki takoż.
    Ja bardzo bym chętnie czytała pamiętnik pasterski , dowiedziałabym się mnóstwo nowych rzeczy. A jeszcze większą radość sprawiają mi opowieści o twojej niezwykłej rodzinie i dzieciństwie.
    Zdrowiej nam szybko, bardzo ciepło pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  15. Z wielką nadzieja czekam na jakąś owieczkę, która obdarujesz moim imieniem - Tereską. a ja serdecznie nie znosiłam swojego imienia i do dziś uważam, że jest wyjątkowo mało fantazyjne. co innego np taka Beata (Beata ma oczy brązowe - miałam taka książeczke w dzieciństwie). poza tym do niedawna byłam pewna, że brak jest męskiego odpowiednika Teresy. A jest i brzmi Tereniusz i o jednym nawet dużo się we Wrocławiu mówiło. Jak bedzie jakas Tereska to chce być jej "Ciocią".

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo lubię czytać Twoje wpisy. Szkoda, że nie masz czasu na więcej. Ale pamiętaj "pamiętnik pasterki" to nie jest byle co, my (bo pewnie nie tylko ja), bardzo go lubimy.

    Co do imion, to chyba nie przejmuj się. Fajnie ponazywałaś swoje zwierzątka. A że imiona takie można znaleźć w Biblii, co to szkodzi. Dla mnie Biblia jest bardzo ważna, ale jakoś mnie to nie gorszy (wręcz przeciwnie - jakoś tak ciepło mi się robi, gdy czytam u Ciebie, że Tamar urodziła :) ) i myślę, że Pana Boga też to nie gorszy. Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny wpis.

    OdpowiedzUsuń
  17. Grzesz ile i czym chcesz, tylko pisz!

    OdpowiedzUsuń
  18. fajnie,że napisałaś! wyobrażam sobie, jakie to jest urwanie głowy ze stadem rodzących kóz (zawodową akuszerką pewnie mogłabyś już być)! gdy byłam dziecięciem fascynowały mnie imiona z mitologii greckiej - bawiłam się lalkami, nadając im imina greckich nimf, itp.Mnie mama obdarzyła mało spotykanym w moim pokoleniu imieniem po lekturze pewnej książki (a była to "Krystyna, córka Lavransa")-na szczęście siódemki dzieci nie mam, uff;). Nadawanie ludzkich imion zwierzakom to nie grzech (za to grzechem jest sadyzm i bestialstwo wobec nich, ale to inna bajka) - grzesz ile możesz:)
    Pozdrowienia i miłej majówki!

    OdpowiedzUsuń
  19. Nareszcie Rogata! Zdjęć mam niedosyt, ale trudno, musi mi wystarczyć.
    Głowę popiołem posyp, a i tak w piekle będziesz się smażyć. Jeśli to pociecha, to ja też tam będę, gdyż albowiem moja koteczka posiada imię Grażynka, poprzedni pies nazywał się Julek pieszczotliwie Ciulkiem zwany.
    Chciałabym bardzo, aby ci oburzeni tym procederem byli tak ludzcy dla swoich zwierząt, jak ich imiona. Grzechem jest nazwać barana Franciszek, ale już nim nie jest zakatowanie psa. Pokrętna moralność. Wspieram Cię w grzechu i sama z upodobaniem grzeszyć będę.
    Co powiesz o małej, niczemu nie winnej dziewczynce imieniem Kaszmir? O nazwisku Nierobek? Nazwisko oczywiście zmieniam, ale tak właśnie mniej więcej brzmi. W tej sytuacji, kochane Tereski, Danusie i Krystyny, bądźcie wdzięczne swoim rodzicom!

    OdpowiedzUsuń
  20. Pamiętniki grzesznej pasterki będę czytać radośnie!
    A w ogóle, to nie będziesz się nudzić w piekle, bo kompanija podobnych, już zdeklarowanych się szykuje. Moje prawie wszystkie kozuchy, też z ludzkimi imionami biegają :)
    Cieszę się, że napisałaś!

    OdpowiedzUsuń
  21. Witaj Pacjanie, to co dla Ciebie jest nudnym życiem pasterskim ja czytam z wypiekami na twarzy. Proszę o więcej ;-)A Franciszkowie imienia nie zmieniaj, niech zmieni papież, był drugi!

    OdpowiedzUsuń
  22. Droga ROGATA OWCO, :-) mam nadzieję, że nie obrazisz się ani nie uznasz tego za brak kultury ale ja po prostu mówię na Ciebie Rogata Owca, więc jakby co jest 1:1 bo ja nazywam Cię imieniem hm... zwierzęcym... no niech i tak będzie.
    Co do imion tzw. współczesnych, to mi się anegdotka przypomniała, którą mi znajoma opowiedziała parę tygodni temu. Jej siostra pracowała w redakcji pewnej znanej gazety, gdzie w specjalnym dodatku publikowane są zdjęcia i imiona noworodków. Historia ta miała miejsce w oddziale tejże gazety ale gdzieś na północy Polski. Zadzwonił pewien Pan, posługujący się polszczyzną naszą z lekkim akcentem charakterystycznym dla regionu. "Jak Pana dziecko ma imię?" - pyta siostra znajomej. "KIEVIN" - odpowiada Pan. "Ależ proszę Pana, proszę wybaczyć, ale wydaje mi się, że nie ma takiego imienia jak KIEVIN". "Nie ma? Aaa to niech będzie Marcin".
    No i po problemie. :-)
    uściski i jeszcze raz podziękowania - Ty już wiesz za co. :-)

    OdpowiedzUsuń
  23. I really enjoy reading your posts and I understand about being busy, so post when you can or feel like it. Thanks so much for sharing with us your photos and thoughts about the animals that you share your life with. I can't have sheep, so I like to read about other people who can :-)
    Take care,
    Hello from Idaho,
    Judy

    OdpowiedzUsuń
  24. Z tymi imionami to faktycznie galimatias :-) Strasznie chciałam mieć biało-rudego kota o imieniu Ginger. Rósł sobie u sąsiadów, a w dniu, kiedy mieliśmy go dostać po prostu wyparował... Wczoraj przyjechał do nas mały kotek, też biało-rudy i Zosia od razu nazwała go 'Dzidziu'. Cieszy się, że wreszcie jest ktoś mniejszy od niej :-)
    Trzymam kciuki za ogród i szansę na trochę wolnego!

    OdpowiedzUsuń
  25. No niestety w naszej głęboko uświęconej tradycji niedopuszczalne są pewne zachowania. Niedopuszczalne jest by nasz "brat mniejszy" był nazywany Franciszkiem i już. Pokrętna filozofia ;)

    Jak nazwałam swojego kota Marcel to sądziłam, że nikt tak dzieci nie nazywa. Mój błąd. Niemniej kot Marcelem pozostał, pomimo oburzenia znajomej, której wnuk takie samo imię dostał. Czy się kot powinien czuć wyróżniony albo wnuczek dotknięty, nie wiem...

    Człowiek posiada wrodzoną skłonność do porządkowania chaosu, chaotycznego świata wokół siebie. Lubimy nazywać, lubimy rozumieć, lubimy mieć poukładane. A czy to porządkowanie świata będzie się dokonywało z użyciem imion hebrajskich, egipskich, polskich czy czy zmyślonych... Myślę, że póki nie niesiesz owieczek, piesków i kotków do chrztu, wszystko jest z Tobą w porządku :D
    Pozdrawiam serdecznie :)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale opłatek to jeść mogą. Więc czemu nie chrzcić?

      Usuń
  26. No i widzisz... marzenie w końcu się spełniło, Pacjanie z Barcelony ;) Piękne imię ;-)

    Czy pisałabyś pamiętnik pasterski czy swoje wspomnienia z bliższej lub dalszej przeszłości (uwielbiam te dywagacje lingwistyczne) czytać będę z nieodmienną przyjemnością. Uwielbiam te opowieści o Twoich zwierzakach, tak wdzięcznie spersonifikowanych ;)) I zdjęcia, chciałabym dużo zdjęć - portretów Twoich jagniąt, owiec i baranów. Pisz co chcesz i kiedy chcesz... przynajmniej posty są rzetelnie długie ;-))

    A może za pokutę zadasz sama sobie częstsze wpisy na blogu, hę?
    Ściskam czule;)

    OdpowiedzUsuń
  27. It is not my first time to pay a visit this site, i am visiting this
    website dailly and obtain pleasant data from here all the time.



    Also visit my blog: golden retriever lab mix dogs

    OdpowiedzUsuń
  28. Odnośnie imion, przypomniał mi się mój dziadziuś. Po śmierci babci, dziadzio zaprzyjaźnił się z kurą. Nazwał ją Tolek. Nie wiadomo, skąd się wzięła, po prostu przyszła. Żaden sąsiad nie przyznawał się do niej. Była inna od innych kurek, biała, z dość dużym grzebieniem; stąd to imię, bo myśleliśmy,że wyrośnie z niej kogut:) Pewnego razu dziadziuś wpadł do nas i wołał od progu -Tolek umiera! A sąsiad, który był wtedy u nas wstał i krzyczy - To ja pędzę do Sołtysa dzwonić na Pogotowie! Pan Tolek żył długie lata, Tolek-kura też, dziadziuś ją uratował, bo z wdzięczności znosiła mu ogromne jajka i jedno jej po prostu utknęło.
    A my mieliśmy rybkę Wiktorię,której pogrzeb odbył się kilka dni temu i dalej mi smutno.
    Pozdrawiam.G.

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie wyobrażam sobie, że może być coś złego w nadawaniu imion zwierzętom. U mnie koty nosiły zawsze dostojne i rzadkie imiona. Był kot Bazyli, Teodor, był też Sabiniusz (który miał być najpierw Sabinką), a teraz mamy Tytusa. Czasami córa, kiedy usłyszy jakieś dawno nie używane imię mówi: to byłoby doskonałe imię dla kaczki konia, kozy, itp.
    Jak ktoś lubi pomstować na bliźnich, to powód zawsze znajdzie, choćby to miały być imiona zwierząt. Nie ma się co przejmować.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  30. A ja miałam kota imieniem Bartek i wieki był to dla mnie i moich sióstr synonim nazwy kot ;). Teraz właściwie moje koty to kici,kici i pewnie dlatego nie mam z nimi za dużej więzi. Imiona Twoich owiec są piękne i starotestamentowe, moja starsza córka ma na imię Miriam i nie znosi swojego imienia, to tak na marginesie, ona woli takie imiona nie w moim i Twoim stylu.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  31. Wiesz co, nie chodzi o temat, bo niektórzy o krześle potrafią napisać tak, że czytelnicy z niego spadną. A Ty umiesz o swoich podopiecznych tak, że chce się czytać. Nawet rzadko.

    Ja już się przyzwyczaiłam do Owieczki - czy muszę się przestawiać czym prędzej? Ten Pacjan to już tak na stałe? :)

    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  32. Z tego co piszesz, życie masz urodzajne i w inwentarz i w zdarzenia, więc o jakiej nudzie i monotonii piszesz :) Fajnie masz

    OdpowiedzUsuń
  33. Moim zdaniem nadawanie zwierzętom imion świadczy o miłości do nich i nie ważne czy to imiona ludzkie, czy nie. Nie przeszkadza mi więc wcale Franciszek, ani Rachela (takie imię wzięłam na bieżmowanie). Powiem Ci nawet, że jestem jeszcze większą grzesznicą, bo szczerze wierzę, że jeśli istenieje jakieś niebo, to zwierzęta mają w nim pierwszeńswto.
    Kończąc mój krótki wywód przyznam się, że zamiast Pacjan z Barcelony przeczytałam PACAN z Barcelony. To dopiero grzech!

    OdpowiedzUsuń
  34. Owieczko czy niwa na Ciebie zabrała na amen?

    OdpowiedzUsuń
  35. http://uowki.blogspot.com/2013/05/przedze-tkanine-czy.html?spref=fb może się przyda :-)

    OdpowiedzUsuń
  36. :-) Ja mam kozę Józefinę, i kota Bazylego :-)

    OdpowiedzUsuń
  37. Witaj Rogata Owco! Co u Ciebie słychać? Jak owieczki? Próbowałam znaleźć Twojego maila, ale był dla mnie nieosiągalny :-)Chciałam spytać, czy możliwe byłoby pojawienie się u Ciebie na warsztatach przędzenia i jak to wykonać organizacyjnie. Mam na myśli nocleg itp. Byłabym wdzięczna za szybką odpowiedź. Na naszej stronie internetowej jest też mój mail.
    Buziaki dla Ciebie i owieczek, szczególne dla Franciszka :-))

    OdpowiedzUsuń
  38. Po dwóch przeczytanych ( na razie) postach pokochałam i zostaję :))) Zwierzolubstwo mam w genach ( i te geny potomstwu przelałam, skutkiem czego jeden już leczy zwierzynę), sentencje łacińskie uwielbiam, a inteligentne poczucie humoru wolę nad wszelkie inne rozrywki:) To co, komentować będę rzadko ( chyba to i dobrze), za to na pewno się zadomowię, jak jakaś kotka:)))

    OdpowiedzUsuń
  39. aaaa, moja sąsiadka ma na imię Kunegunda. Miła starsza kobieta jest, czyli imię musi dobre. Może się przyda?

    OdpowiedzUsuń
  40. No dobra, ostatni raz dzisiaj, ale zainspirował mnie czyjś komentarz: Dżulian Amadeusz Agrest. Dokładnie tak pisane. Znałam osobiście. Biedne dziecko :(

    OdpowiedzUsuń
  41. Cześć:) szkoda,że mało piszesz, bo super się ciebie czyta:)
    Pisz!!! :):)

    OdpowiedzUsuń
  42. No i tak czekam na wpis a tu ciiiiiiiisza , litości napisz nowy post :)

    OdpowiedzUsuń
  43. Hej, dzięki za pamięć. Fajnych Świąt i owocnego przyszłego roku... najlepiej gdzieś w Izerach ;)

    OdpowiedzUsuń
  44. Znów zima, a Ciebie cały rok na blogu nie było :)
    Życzę Tobie samych wspaniałych dni, spokoju ducha i wszelkiej radości :) niech się wiedzie Tobie w zdrowiu i szczęściu :)

    OdpowiedzUsuń
  45. Thanks for sharing the photos of the wonderful sheep, dogs and chickens that share your life! Merry Christmas to you and your family.
    Hello from Idaho,
    Judy

    OdpowiedzUsuń
  46. Nie pamiętam po jakiej nitce tu trafiłam, ale bardzo tu ciekawie, beee.
    A Pacjan is the winner.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń