Obiecałam post zimowy. A zima do nas wcale nie przyszła. Przez chwilę tylko było biało i mroźno. Aby owce mogły pokosztować śniegu, bo lubią. Aby psy mogły poszaleć w białym puchu. Aby kury rankiem długo się zastanawiały przed wyjściem z kurnika. Aby gęsi popluskały się w przeręblu. Abym mogła wieszać pranie, a ono mogło zamarzać, zanim je rozwieszę. Abym mogła zrobić choć kilka zimowych zdjęć.
Lubię zimę. Za tę ciszę i biel śnieżną, co skrzy się i światło
odbija. Zawsze ją lubiłam. Za zjeżdżanie na sankach do utraty tchu, za
przemoczone buty, zgubione szaliki i rękawiczki na sznurkach, za czerwony nos i
policzki, za śnieżki, śnieg za kołnierzem, za lizanie sopli i ślizgawki. Za
jagnięta, których najwięcej miałam zimą. Za jazdę z łopatą i kilofem na pace na
niwy moje, za to że nie odpalił czasami samochód i trzeba było pieszo na skróty
przez pola dotrzeć do cywilizacji.
Jestem dzieckiem zimy, zimy stulecia. Urodziłam się jeszcze jesienią,
ale tamtej jesieni mieliśmy już tęgą zimę. Śniegi, zamiecie, zaspy, odwołane
autobusy i pociągi. Choć najgorsze mrozy były jeszcze przed nami, zima już dała
się wszystkim nieźle we znaki. Wiedziałam, co się święci i nie pchałam się na świat. Dzięki temu mama zdążyła dotrzeć do szpitala brnąc w
śniegu do pociągu, a gdy ten utknął w polu, wieziona saniami na autobus. Świat przywitał mnie mrozem, dom zimnem przeraźliwym, bo popękały piece. Zima 1962/1963 była bardzo ciężka. Przez kilka dni tylko kuchenna angielka dawała ciepło. Przetrwaliśmy tę zimę wszyscy w zdrowiu. Lodowate kąpiele, ruch na świeżym powietrzu i spacer bez względu na pogodę i porę roku, bogata we właściwe składniki dieta - czyli Hildegarda z Bingen i Sebastian Kneipp.
Pozdrawiam serdecznie Wszystkich odwiedzających, witam nowych obserwatorów.
Masz dobrze, że lubisz zimę....... Jeśli ja ją kiedykolwiek lubiłam to dawno, w dzieciństwie, w ferie...... Co lubić w miejskiej zimie? Wstawanie po ćmoku, wracanie z pracy po ćmoku? Chlapę na ulicy, śliskie chodniki, albo tak wyspane solą, że psom trudno chodzić, bo łapki bolą? Nie lubię a tak długo trwa, lato mija tak szybko, a zima trwa i trwa..........
OdpowiedzUsuńMasz rację, zima w mieście to nic przyjemnego. Ale te miejskie zimy nie zapadły mi w pamięć, jako uciążliwe. Zawsze miałam dość blisko i do szkoły, i na uczelnię, i do pracy.
UsuńAleż zimowa historia, szkoda, że taka krótka, a ja się dopiero zaczynałam rozsmakowywać. Postuluję o pisanie dłuższych opowieści ;) Pozdrawiam "_
OdpowiedzUsuńNapisałam długi post i coś wcisnęłam. Nawet nie wiem co. Post "odfrunął" był bezpowrotnie. Nie miałam już siły go odtwarzać i stąd taki tylko skrót.Pozdrawiam
UsuńOoo to szkoda wielka, ale rozumiem brak siły :) Serdecznie pozdrawiam :)
UsuńJa najbardziej pamiętam zimy w Kowarach, u dziadków. W Sztygarowie, czasem, kiedy jeszcze mała byłam też śniegu było. Biegówki u nas się nie kurzyły.A teraz...?
OdpowiedzUsuńKlimatycznie,jak zwykle u Ciebie:)
P.S.
Ryzykować zakup zielononóżek i wysyłkę pocztą? Jak myślisz? ;)
w pobliżu nie odbywa się cośw rodzaju targu, gdize mozńa kupić kurcżeta? pytam, bo moja mama w swojej okolicy właśnie w ten sposób kupuje zielononóżki.Zapytaj sąsiadów-może wiedzą, najlepiej tych "zakurzonych"
UsuńKyja ma rację. Musi być gdzieś targ.
UsuńJuż znalazłam. Około czerwca będę miała :)
UsuńJejku, Owieczko, nie wiem, co najpiękniejsze!? Gęsi, kury, koty, chlebek, czy frymuśne koszulki na sznurku? Skłaniam się, jak zwykle, ku drobiowi.
OdpowiedzUsuńKoszulki!!
UsuńKoszulki!
Usuńgęsi !!!
UsuńKoty, żelazka z duszą, mitenki i widok na budynek z czerwonej cegły!
UsuńGęsi:)
UsuńAle one, te koszulki są Twoje, Owieczko? Że tak niedyskretnie zapytam?
OdpowiedzUsuńOwiec.
UsuńKoszulki moje, ale w związku z inwazją krasnoludków przed dwu laty już nie pasują w pewnych istotnych miejscach. Nie pozbyła się, bo są czasem dekoracją.
UsuńKrasnoludki może zmienią zainteresowania? Będą pomagać prząść albo plewić w ogrodzie?
UsuńNie wygląda na to, że zamierzają zmienić zainteresowania. Nie mam już do nich cierpliwości.
UsuńJa w dzieciństwie też lubiłam zimę, sanki, kulig, igloo budowane z Jaśkiem, potem biegówki, już w dorosłym życiu... A potem punkt widzenia mi się zmienił, skrobanie samochodu, zapalanie, odśnieżanie, upadki na lodzie... Nie, nie lubię teraz zimy. Zbyt wiele uciążliwości dla mnie ze sobą teraz niesie. A propos, właśnie pada śnieg:))
OdpowiedzUsuńŚnieg? Współczuję Ci i doskonale rozumiem, że możesz nie darzyć zimy miłością.
Usuńw tym roku zima to nie-zima.Dzieci nie pozjeżdżały na sanach z górki-cmentarza przy oporowskiej pętli. A to owsianka z owocami?
OdpowiedzUsuńtez jestem dzieckiem jesieni i kolejnej zimy stulecia (1978/79), mama mówiła,że wychodząc ze mną na spacer chodziła tunelami wyrytymi w śniegu, śnieg zalegał do wysokości wózka (ten stary typ-duży wózek z budą, z dermy).
Mnie urzekły koszulki-pranie jak sprzed pół wieku lub dalej:)
Pozdrawiam!
A to jagły z truskawkami. Mogę codziennie jeść zimowa porą. Zamieniam tylko truskawki na jabłka, maliny lub morele.
UsuńTę Twoja zimę stulecia dobrze pamiętam. Nie mieliśmy nawet gazu, nie mówiąc o braku prądu i wody. Ferie też były trochę dłuższe, ale miło ją wspominam, szaleliśmy na wałach nad Odrą na Karłowicach.
Jedna z koszulek jest stara bardzo, ale od dwóch lat nie bardzo mogę się w nią zmieścić. Lubiłam w niej prząść siedząc na zydelku.
aaa, jaglanka! ja na przednówku zażeram się owsianką z powidłami mamy:)
Usuńprzędzenie w takiej koszulce to przeniesienie się w czasie:)
Jesteś Strzelcem?
Tak, jestem Strzelcem. Czyżbyś Ty też była?
Usuńdawno tem ,moja mama miała gęsi -miałam ok.3 lat wtedy- i pamiętam jak goniły za mną po podwórku i syczały, uciekałam wtedy na starą poniemiecką szkolną ławkę (stała pod czereśnią, wychowywałam się na wsi, w domu, gdzie połowa to szkoła,a połowa to lokum dla nauczyciela).Ach zwierzaki! był też krótki epizod 2 świń nieleganie trzmanych w prowizorycznym chlewiku, zawsze kury, potem realizacja snów mamy- kozy i potem króliki, koty i psy (ojciec hodował owczarki niemieckie).Teraz po latach mama znowu mieszka na wsi, ma króliki i stado kur, psy i koty-moje dizeic maja podczas pobytu u babci namiastkę mojego dzieciństwa:) a pranie też na sznurkach-uwielbiam je wieszać, gdy jestem u mamy:)
Usuńja ciut wcześniej-Skorpion, ale Strzelec to moja bratnia dusza, praktyczna, rozsądna, ze świetnym poczuciem humoru:)
UsuńMoim marzeniem w dzieciństwie było mieszkać w szkole, a raczej nad szkołą, taką starą, wiejską. To marzenie nigdy się nie spełniło.
UsuńFajnie masz teraz, bo mama blisko Ruderii. Czy szukaliscie domu w pobliżu Mamy, czy to czysty przypadek?
Przypomniałam sobie, że Ci jednak nie wysłałam tego skanu, który obiecałam wysłać jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Tak sobie wymyśliłam, że Klara była córką Wilhelminy i Augusta. Ciekawe czy to była prawda. Oni wzięli ślub, a potem zniknęli z ksiąg parafialnych na dobre. Tak, jakby gdzieś wyjechali. Nie było żadnych wpisów. Ani dzieci, ani nic. Wiem to od Renate, której przodkowie mieszkali w R., a ona skopiowała u Mormonów wszystkie rekordy dotyczące Kittelmannów z R. i przy okazji Augusta i Wilhelminy akt małżeństwa.
Moje dzieci miały tylko miejskie życie. Jak zaczęłam to prawdziwie wiejskie były już w zupełnie innym mieście.
Strzelec, jak ja!
UsuńAgniecha,nie mów. Ty też. Wiesz, że jutro będę w R.
UsuńFatałaszki - wiadomo. Ale z prawdziwą zazdrością popatrzyłam na piec chlebowy. Może z tęsknoty za chlebem i pieczeniem.
OdpowiedzUsuńOdwiedzam od niedawna. Fajne to Twoje gospodarstwo. Wszystko jest i, wydaje się, żyje w zgodzie:) Dużo dobrego!
Czasem zwierzyniec się przekomarza między sobą, ale raczej wiodą zgodne życie.
UsuńO piecu takim dużym zawsze marzyłam. Mimo, że ostatnio nie jadam w ogóle pieczywa, piekę dla innych. Dziękuję za odwiedziny i komentarz.
Wszystko śliczne i bielutkie koszulki i mrozoodporne gęsi i płomienne kolory kur i kotownia mrucząca i w ogóle.
OdpowiedzUsuńZima, to dla mnie ferie w górach, panczeny na torze w Skibówkach, sanki z Gubałówki (myślałam, że osiwieję z przerażenia!), a później całe lata galopad konnych po podkrakowskich polach i Lesie Wolskim. Uwielbiałam zimę przez prawie całe życie.
Teraz już tylko zachwycam się jej pięknem, ale nie znoszę mrozów.
Jak się sprowadziliśmy na wieś, pierwsza testująca zima była bardzo ciężka. Mrozy po -25 stopni, w domu 10 do góra 14 plus. Dwuipółletnia Weronika ani razu nie miała kataru. Zaczęła chorować dopiero w zerówce.
Pozdrawiam Cię i ściskam serdecznie!
ps. u nas do obowiązkowego zestawu samochodowego w zimie, dochodzi jeszcze mocna, krótka deska i lewarek. Idealnie się sprawdza przy wyjmowaniu samochodu wiszącego na "brzuchu" w zaspie.
Zdjęcia prania i gęsi specjalnie dla Ciebie były umieszczone. Pierwsze moje weekendy zimowe tutaj to był hard core. W domu 3 stopnie na plusie. Sypiałam w ubraniu i śpiworze. Przyjeżdżałam wieczorem i zanim rozpaliłam była noc. Często nie rozpalałam. Kiedyś chciałam mieszkać nad Jenisiejem, gdzie zima trwa do maja i powraca we wrześniu. To wszak zobowiązuje.
UsuńBardzo się cieszę ze zdjęć z dedykacją! Wiem, że jestem niepoważna :)
UsuńO boszsz! 3 stopnie, o nie! Dobrze, że nie mam takich zobowiązujących marzeń :)
Chociaż, kurcze, mam pewne zobowiązania ... Weronika znalazła książkę z lat 70-tych, z poradami dla nastolatek, a tam co? Na pytanie - kim marzysz być w dorosłości - odpowiedź jej mamy brzmiała: hodowcą koni, dziennikarzem, fotoreporterem. Hmmmmmm ..... :)
Mam jeszcze pytanie do Ciebie - to dlaczego właściwie nie mamy czarnych kur, skoro o nich marzymy?
Jakoś nigdy na takie nie trafiłam. Może w tym roku się uda.
UsuńMoże Weronika będzie chciała być hodowca koni?
Ja chciałam zdobywać Arktykę, ostatecznie wyjechać na Syberię.
Owco, to tak jak ja - Syberia mnię bardzo pociąga.
UsuńPociągała mnie od dziecka. I się to nie zmieniło wcale.
UsuńPiękne marzenia:)
UsuńZatęskniłam za wizytą u Was - ciepło mi się zrobiło,gdy zobaczyłam znajome kąty :-)))) Owieczko, potrafisz zaczarować nawet zimno,mróz i zawieruchę tak,że nawet takiemu zmarźlakowi jak ja ,wydaje się ona całkiem ,całkiem ...przyjemna ;-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiamy Was mgliście!
W tym roku to ani za bardzo biało, ani mroźno nie mieliśmy.
UsuńZapraszamy nieustająco, jeśli znajdziecie czas.
Ale tam pięknie u Ciebie! Też bardzo lubię zimę, ale tylko wtedy kiedy jest ona w swoim czasie. Teraz już czekam na wiosnę i nie chcę żadnej zimy, dlatego niedługo spalimy Marzannę! ;-) Czekam na Twoje posty z niecierpliwością, zdjęcia piękne!
OdpowiedzUsuńTak Natalio, jeśli wszystko przychodzi w swoim czasie jest dobrze, może być nawet pięknie. Czekamy na wiosnę, ale najbardziej na deszcz, a nawet oberwanie chmury, bo sucho straszliwie.
UsuńDziękuję za miłe słowa i pozdrawiam
Susza w Izerach również. Zaczynamy się martwić, bo prognoza ciągle bezdeszczowa dwa tyg. na przód. A nie padało chyba od 2 miesięcy z wyjątkiem wczoraj ale 10 minut deszczu to niedużo.
UsuńTeż się martwimy, bo ziemia wysuszona na pieprz. A deszczu ani widu, ani słychu.
UsuńAle drób piękny !!! Owieczko patrze na Twój piec chlebowy i się zastanawiam kiedy swój opanuje. Po odpaleniu, na razie suszę w nim warzywa na domową wegetę, ale na chleb za wcześnie bo jeszcze z piecem się nie zaprzyjaźniłam na dobre.
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
Opanujesz z pewnością wnet. Z piecami trzeba się zaprzyjaźnić. Ale jak to nastąpi, to można szaleć. Mój jest duży i piecze się w nim świetnie. Suszę też warzywa i owoce, fajnie suszą się pomidory. Miłośnicy pizzy mają ją w 3 minuty, tak samo jak miłośnicy chaczapuri. Buziaki !
UsuńDla mnie najpiękniejsze są koszulki :)
OdpowiedzUsuńSzkoda,że post poszedł w niebyt, bo po tym czuję niedosyt :)
Czekam na wiosenny wpis i bardzo serdecznie pozdrawiam :)
Dziękuję i pozdrowienia ślę.
UsuńTeż bym więcej poczytała :)
OdpowiedzUsuńTo Ty owieczko jesteś zimowy szczelec, czy koziorożec ? Bo ja też zimowa - szczelec, tylko z ciut wcześniejszej zimy. A ja uwielbiam gęsi, więc ich zdjęcia mnie bardzo zadowalają. Kiedyś na naszym podworku sąsiedzi mieli gęś, której nie było komu na święta zaciukać. I tak Pyla została, i żyła sobie całkiem nieźle przez długie lata. Chodziła luzem po podwórku, pływała po rzeczce (bo 50 metrów od mego domu była rzeczka) i pilnowała wszystkich dzieci. Ja się jej trochę bałam, bo jak ją zaczynałam wołać, to rozpościerała ogromnaiste skrzydła, wyciągała długaśną szyję, i z sykiem frunęła do mnie. A ja zwiwałam, tylko się kurzyło. To był nasz codzienny rytuał :) Nasza Pyla była lepsza niż niejeden pies z podwórka. Nikogo obcego na nasz teren nie wpuszczała .
Przez Ciebie zatęskniłam za zimą, no nie jakąś ekstremalną, ale śnieg, słońce .... Dziękuję Owieczko za zimową przechadzkę i odpoczynek z kotami w kuchni z temperaturą chyba powyżej 3 stopni. Wnoszę to po kocich minach : )
OdpowiedzUsuńTeż jestem zimową istotą. Nie tylko przez fakt urodzenia zimą, ale głownie przez to, że lubię tę porę roku za jej basniowy urok, za prostotę pejzazy, za to, że trzeba dużo z siebie dać a potem ma sie satysfakcję, iż sie dało radę...
OdpowiedzUsuńJuż teraz sama nie wiem w która porę roku jest u Ciebie najpiekniej! Mysle, ze w Twoich oczach, w obiektywie aparatu i w ciepłym opisie nawet szarobure, senne dni byłyby niezwykłe i basniowe!:-))
Piękne zimowe zdjęcia, Owieczko, chociaż delikatnie zimowe... mnie też brakowało śniegu, mrozu i tych wszystkich "atrakcji" zimowych ;) Liczyłam na jakąś przygodę... ;)
OdpowiedzUsuńUrocze koszulki... piec chlebowy cu-dow-ny!
Czy będziesz jutro? Wyczekuję ;)
Ale pięknie i nostalgicznie u Ciebie. Piec chlebowy mam i ............... nie piekę chleba. A o suszeniu pomidorów i owoców w piecu chlebowy, to przeczytałam z wielkim zainteresowanie. Suszyłam zawsze na kuchni kaflowej ale w piecu ...... Ha, czego to człowiek jeszcze nie wie. Pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńOhoho! widzę tu następna pasjonatkę, "pozytywnie zakręconą" ... koszykami; tak, tak, poskładane jeden na drugim, bo się już nie mieszczą w każdym kącie; leciutkie koszulki z "farbocikami" na sznurku, za dekoracje domu mogą służyć, powieszone na wieszaczku; mój piec chlebowy całą zimę nieodpalany, ale lada chwila to zrobię; czytałam dużo dobrego o kaszy jaglanej, a z dzieciństwa pamiętam słodką, żółciutką bułkę, właśnie ze zmielonych jagieł; i pamiętam, jak z mamą chodziłam do babci, mielić te jagły na żarnach; serdeczności ślę, Pastereczko.
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie. Też piekę czasem z mąki jaglanej, ale mielę w młynku. Moje kury i gęsi uwielbiają jagły i proso takie niełuskane też, ale musi być ugotowane.
UsuńJestem koszykowa straszliwie. Zawsze mieliśmy koszy ilości nieprzebrane.
Za zimą nie przepadam, choć nie przeczę potrafi być piękna... kiedy słońce ożywi biel śniegu. Jednak zdecydowanie wolę letnie miesiące.
OdpowiedzUsuńOdkąd pamiętam mam sentyment do gęsi... może dlatego że u mojej babuleńki, do której jeździłem w czas letniej kanikuły, zawsze miała kilka sztuk. Pamiętam ze jedna była tak przywiązana do babci że chodziła za nią krok w krok.... nawet razem chodziły w pole.... pierwsza szła babcia, trochę już skurczona i przygięta do ziemi, kołyszącym krokiem, podpierając się kosturem bo lekko kulała na lewą nogę. Za nią marynarskim również kołyszącym się krokiem podążała biała jak śnieg gąska. Kiedy babcia siadała na zydelku np. obierając ziemniaki do obiadu, zawsze w fałdach jej sukni i długiego fartucha chowała się gęś... pilnowała żeby nikt za bardzo nie zbliżył się do babci :) goniła wszystkich intruzów w zasięgu swojej długiej szyi sycząc i strasząc swoim dziobiskiem. Nie była tak straszna jak zaskakująca.... bo pod spódnicą nie było jej widać.
Ale piękna historia. Moje nie są tak ze mną zaprzyjaźnione. Była jedna, najmniejsza. Ta za mną chodziła, ale żyła krótko. Prawdopodobnie kuna pozbawiła ją życia.
UsuńGąsiory są bardzo "syczące". Maja przed nimi respekt nawet moje wielkie, nieustraszone psy na wilki.
Piękny wpis, piękne opisy, super zdjęcia...taki powrót do przeszłości jest w cenie, fajnie, że masz miłe wspomnienia:) Chleby wyjmowane z pieca i ciepło paleniska sprawiło (na chwilę, ale zawsze) że pożałowałam, iż w tym roku zima taka lekka była i że już sobie właściwie poszła. I ja lubię zimę. Za ciszę i za te kominki....
OdpowiedzUsuńPięknie o tej porze roku opowiadasz:) Pamiętam tę zimę z lat siedemdziesiątych. Tunele w śniegu o wysokości większej niż metr:) I od czasu do czasu tzw. "mijanki':)) Maluchem jeździło prawie po omacku:) Z okazji Dnia Kobiet - wszystkiego dobrego:)
OdpowiedzUsuńAleż piękne Twoje zdjęcia :) Najbardziej podobają się mi te z kotami, a jakże.
OdpowiedzUsuńZimę lubię na zdjęciach, chociaż urodziłam się w lutym, kiedy mrozy i śniegi hulały sobie w najlepsze. Ojciec zawiózł mamę do szpitala na sankach, bo w nocy o taksówce, w owym czasie można było sobie pomarzyć, a jedyna karetka pogotowia, która była na wyposażeniu szpitala, potrzebna była gdzie indziej.
Owieczko - ile mnie minęło przez te moje zapracowanie ... Klimaty u Ciebie cudne, co tam, że post krótki, ale PS. jakie rozwinięte, komentarze są jego wspaniałą kontynuacją - przeczytałam wszystkie. Pięknie opowiadasz. Uściski serdeczne
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam schyłek lata i jesień oraz przedwiośnie. Oj już parę lat minęło odkąd trafiłem na Twoją stronkę blogerską i.... Myślałem że jesteś dużo starsza :-D. Trzymaj się
OdpowiedzUsuń