Na początek o języku. Anglicy mają sympatyczne dla ucha określenie lambing, Niemcy Lammzeit, a w naszym języku jest kotelnia!!!, albo w najlepszym razie wykoty. No i jak się Wam podobają te nazwy? Bo mnie wcale.
Owce moje bardzo rogate i te mniej rogate rodzą zwykle swoje dzieci na przełomie grudnia i stycznia, w styczniu i lutym. Żadne mrozy i zamiecie im niestraszne. Rodzą na dworze i w samotności. Żadnych zagródek, boksów i towarzyszek w pobliżu. Niektóre tolerują moją obecność w zasięgu wzroku, inne nie. Najczęściej rodzą w nocy i bez większych problemów, choć czasem, nie powiem, zdarzają się różne nieprzewidziane i niechciane sytuacje, ale tak to już bywa i trzeba być na to przygotowanym. Jak to mówią Anglicy: Let's hope for the best but prepare for the worst.
Czasami tez zdarza się, że kilka mam „podrzuca” mi po jednym dziecku (bo zwykle mają 2) na wykarmienie. Zawsze mogę w tej materii na którąś liczyć. Moabitka robi to notorycznie. Jeśli urodzi baranka i owieczkę, baranka nie chce karmić, dwie owieczki nie są problemem. O przystawieniu jagnięcia do cyca nie ma mowy. Nie skutkuje żadne posypywanie baranka solą, otrębami, zamykanie w zagródce – jak radzą w mądrych książkach. Z moich kilkuletnich już obserwacji wynika, że te odrzucone jagnięta wcale nie są jakieś ułomne, czy chore. Cieszą się dobrym zdrowiem i wyrastają na całkiem dorodne egzemplarze. Nierzadko mam wrażenie, że zostają przy matkach słabsze dzieciaki, a te silniejsze hop do pasterki na krowie mleko.
Tak czy siak przez 3-4 miesiące jestem „uziemiona”, jako matka karmiąca. Karmienie jagniąt butelką jest bardzo przyjemne, ale w pojedynkę trudne logistycznie. Jak nakarmić 5 jagniąt naraz mając tylko dwie ręce, a jagnięta nie stoją spokojnie i wszystkie naraz chcą smoka, nie ma jak ich zamknąć, bo jak złapię jedno, to mi reszta zwieje i tak w kółko. Tak, wiem, są specjalne wiadra ze smoczkami, które można powiesić w owczarni, nalać mleka i po problemie. Ale wiadro się u nas nie sprawdza. Nie głaszcze po maleńkiej główce, wyczuwając pod palcami maleńkie rogi, nie całuje w nos. Do wiadra można co prawda wskoczyć, ale kolan takie wiadro już nie ma, poskubać za włosy wiadra też się nie da, i kto chciałby się przytulać do plastikowego wiadra. Jagnięta nie chcą z wiadra pić i już, ani z miseczek. Odchodzą i meczą żałośnie czekając na ciepłe mleko z butelki. A ja, chociaż roboty mam przy tym więcej, w duszy liczę na którąś matkę wyrodną za każdym razem.
W poniedziałek rano Antonina urodziła ostatnie jagnięta w tym sezonie. Choć od miesiąca wyglądała tak, jakby za chwilę miał się zacząć poród, przetrzymała, jak zwykle, do marca. Urodziła owieczkę i baranka.
Wszystko odbyło się sprawnie i szybko. Tym samym zakończyła się kotelnia w moim gospodarstwie. Mogę odetchnąć z ulgą. Mimo że zwykle nie ma problemów podczas narodzin jagniąt, czas ten jest dla mnie stresujący. Cieszę się więc najbardziej, kiedy rankiem świeżo upieczone mamy prowadzą swoje dzieci, urodzone nie wiadomo gdzie i kiedy.
Jagnięta jagniętami, ale i psów pasterskich przybyło. Trzy śliczne białe kulki powiła Peti, sunia rasy komondor. Ronja, Dorka i Sherlock rosną zdrowo i demolują dom.
I tym optymistycznym akcentem kończę trochę przydługi post i pozdrawiam odwiedzających
Post wcale "nie krótki i przydługi" a w sam raz.Antonina wygląda jakby była lekko zaskoczona dwójką maluchów i zastanawiała się czy przypadkiem któregoś nie podrzucić Pasterce na wychowanie ;-) Komondorki cudne ,szczególnie jak mówi nasz młodszy "sójka" Ronja ;-)) pozdrawiam i oddycham z ulgą razem z Tobą
OdpowiedzUsuńAntonina rzeczywiście wygląda nieszczególnie, taka jakaś wymizerowana, ale humor ma dobry. A "sójka" szaleje. Fotel nie ma już kawałka tapicerki a lampa abażura
UsuńCzyli masz przychówek spory, owieczki przecudne ale psiaki obłędne, bez uroku.
OdpowiedzUsuńZresztą wszystko co małe jest cudne tylko jak urośnie zaczynają się problemu.Rozumie, że pracy masz pod dostatkiem i na nudę nie narzekasz.
Nie mam czasu na nic, a myślałam, że poprzędę alpakę od Ciebie i wielbłąda...Chyba w lecie, jak stworzenia będą na pastwisku. Pozdrawiam
UsuńMoże Antonina się zlituje i sama odkarmi swoje czarne diabełki:) Pieski powaliły mnie z nóg.Są przeurocze!:)
OdpowiedzUsuńAntonina sama karmi, dzięki Bogu, bo bym już chyba nie dała rady. Psiaki słodkie rzeczywiście, ale rozrabiaki straszne
UsuńOwieczki wełniste, pieski wełniste, wcale nie dziwię się, że masz dużo wełny do uprzędzenia; a tak poważnie, to o wielu rzeczach nie mam zielonego pojęcia, o hodowlach, narodzinach, opiekowaniu się młodymi; pamiętam tylko, jak mama chodziła poić cielaka gotowanym lnem, wkładała dłoń do wiadra, a młodzik ssąc jej palce, przy okazji wypijał przygotowaną dla niego porcję. Owieczko, to ilu owieczkom teraz matkujesz? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMario, karmię piątkę jagniąt, rosną ładnie. Parę lat temu też nie miałam o niczym takim bladego pojęcia i chyba dlatego podjęłam decyzje brzemienne w skutkach tak lekko.
UsuńOwce, psy pasterskie... Jestem w niebie ;)
OdpowiedzUsuńJa też tak czasem myślę sobie
UsuńNo fakt - Jola ma rację. Antonina ma minę cośkolwiek zdziwioną:-))) Podziwiam Cię, bo nie wiem, jak moje nerwy zniosłyby wykoty. I dotyczy to wykotów czegokolwiek. Swego czasu karmiłam strzykawką osierocone małe myszki. Szare. Domowe. Kotka mi je przyniosła i oczekiwała, że się nimi zajmę... Aczkolwiek nie wszystkie przeżyły...A już jagnięta urodzone ciemną nocą, na mrozie - jak nic siedziałabym gdzieś za krzakiem i folowała, czy wszystko w porządku:-)) Psiaki boskie! Najbościejsze.
OdpowiedzUsuńUściski
A.
Ja ledwie te wykoty znoszę, choć przecie nie mogę narzekać, ale siwych włosów mi przybywa, tak czy siak. A chciałam bezstresowego życia na łonie natury. Nie wiem, jak przeżyję rozstanie z psiaczkami
UsuńAleż jaki przydługi.Mnie tam było szkoda że się skończył ten piękny opis.
OdpowiedzUsuńJagnięta są bardzo mądre nie chcąc mieć do czynienia z wiadrem:)))
No wiem że łatwo mi pisać gdy nie muszę sama nakarmić tej piątki.
Patrząc się na ten przychówek robi się tak błogo na sercu.Cudowne te wszystkie maleństwa.
Pozdrawiam serdecznie życząc aby maleństwa się zdrowo chowały.
Mam nadzieję, że jak dorosną te moje jagnięta to będą do mnie przywiązane, jak Franek i Eleonora (moje wcześniejsze "butelkowce"). Dziękuję za życzenia dla maluchów
UsuńI właśnie to miałam na myśli pisząc wcześniej o karmieniu małych owieczek :DDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńJak czytałam Twój komentarz o karmieniu, to byłam pewna, że się rozumiemy w kwestii karmienia doskonale.
Usuńjajajajajajaj jak cudownie jak by mi sie marzylo tam kolo ciebie popatrzec i pomoc . pracy musisz miec po pachy ale mam nadzieje ze osladzja ci radosc z takiego pieknego przychowku .wszystko jak w przyrodzie i biale pieski i czarne owce . jej . ja bym pewnie gdzies uciekla jakby trzeba bylo pieski oddac . toz to cudenka przeslicznej urody.
OdpowiedzUsuńOj Halinko, przydałabyś się
UsuńPrześliczne są te Twoje maleństwa! Niech się zdrowo chowają! Pracy masz z nimi teraz mnóstwo, ale widać, że sprawia Ci ona również wiele radości i satysfakcji - pięknie o tym piszesz. Lubię Cię czytać :). No i sporo można się od Ciebie nauczyć - szczególnie taka "miejska" osoba jak ja, która owce i kozy widuje jedynie w skansenie ;)).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :).
Dziękuję za miłe słowa. Jeszcze parę lat temu też owce i kozy widziałam w skansenach lub u kogoś, ale mi się marzyły moje własne. A ostatecznym impulsem do podjęcia decyzji był pobyt w kraju obfitującym w owce.
UsuńPiękny post i piękne zwierzaki :) Nie masz w okolicy jakiejś " cioci-babci" , żeby pomogła Ci karmić maluszki ?
OdpowiedzUsuńNie mam, niestety. A sąsiadka-wariatka na punkcie zwierząt sama ma stado koni i krów, które właśnie się cielą i roboty huk
UsuńTe pieski, zaplątane wśród owieczek, muszą wyglądać fantastycznie! Czy owce mogą poważnie je traktować?
OdpowiedzUsuńU naszych kóz odwrotnie - matki hołubią synków i niektóre córeczki spisują na straty.
Podziwiam Cię, że ogarniasz taki ogrom!
Najbardziej utkwił mi w pamięci baranek Oskar, plączący Ci się między nogami.
Pozdrowienia!
Szczeniaczków owce poważnie nie traktują i trzeba z nimi (owcami) uważać. Jak urosną to się role odwracają. U mnie to jest za każdym razem inaczej z tymi "odrzutami" od cycka. Tylko ta Moabitka zdecydowanie woli córki. Czasem prawie nie ogarniam
UsuńWiesz co, Ty żyjesz w jakiejś innej bajce, aż trudno uwierzyć, że to dzieje się naprawdę.
OdpowiedzUsuńMalaki słodkie, aż schrupać się chce.
I czarne, i białe przecudnej urody.
Ale masz obowiązków Kochana, trzymaj się dzielnie.
Pozdrawiam Cię cieplutko, wycałuj malaki
jolanda
Witaj Jolando. Czasem w tej bajce trochę za dużo się dzieje, ale póki sobie radzę, jest fajnie. Wycałuję na pewno
OdpowiedzUsuńNasza maltaneczka w ubiegłym roku urodziła śliczności 4 szczeniaczki. Cud narodzin i jakie szczęście :-))) I ciągły stres, bez przerwy zaglądałam, czy z mamą wszystko w porządku, a może trzeba dokarmić któreś, bo się nie dopchało do cyca, potem nauczyć jeść stałe pokarmy... Masza miała w nas niezłych pomocników przy swoich dzieciach :-) Z uśmiechem wspominam tamten czas, chociaż chodziłam na rzęsach ze zmęczenia :-) Chciałabym jeszcze raz, ale ponieważ nie mogłam się z wszystkimi szczeniakami rozstać, więc mój mężu chyba się boi, że rodzina znów mogłaby się powiększyć i nie chce się zgodzić na bis ;-) Masz cudną gromadkę!
OdpowiedzUsuńprawie posta napisałam u Ciebie ;-)
OdpowiedzUsuńFajnie, że napisałaś prawie posta. Ja też nie potrafię rozstawać się ze zwierzakami, które się u mnie urodziły. Stąd tyle owiec w moim stadzie. Ale psów nie mogę zatrzymać, no i muszę też trochę jagniąt "wyprawić w świat". Dotarło to do mnie wreszcie,ale jak mi pójdzie realizacja postanowienia nie wiem
UsuńPost wcale nie przydługi, bo dobrze się Ciebie czyta. Niezły masz zwierzyniec, troszkę zazdroszczę tej pracy, bo mimo, że ciężka, to musi być fantastycznie. Mam nadzieję, że kiedyś chociaż kilka kózek, albo owieczek będę miała.
OdpowiedzUsuńBędziesz miała owieczki lub kózki. Tak tam u Ciebie pięknie by miały.Pozdrawiam
UsuńWitaj Rogata Owco:))) cudny masz inwentarz...moje dzieci spałyby w owczarni z całym dobytkiem i psami na dokładkę w objęciach( akurat masz 3 nie byłoby wojny:))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Witaj. Myślę, że i dobytek czarno-biały byłby zadowolony w objęciach Twoich dzieciaczków
UsuńJak miło poczytać o narodzinach.
OdpowiedzUsuńNiech rośnie Ci wszystko zdrowo. ;-)
Dziękuję. Dobrych życzeń nigdy za wiele
UsuńTeraz rozumiem od czego wzięła się nazwa góry w Białce Tatrzańskiej-Kotelnica :-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Ewa
Witam. Tak, kotelnica gwarowo może oznaczać i kotlinę, i miejsce kocenia owiec (albo czas wykotów). Jest w Karpatach wiele "kotelnic"
OdpowiedzUsuńWspanialy inwentarz... tez mi sie taki marzy. Owce... kozy... sery...
Usuńpozdrawiam serdecznie, rowniez malenstwa i ich dzielne mamusie
Witaj. Mnie się długo marzyło, aż raz pomyślałam raz kozie (przepraszam kozy i koziarzy)śmierć - zaczynam. Póki co nie żałuję. Za pozdrowienia w imieniu maleństw i mamuś dziękuję
UsuńOoo my friend, what lovely and tender photos!!!!!
OdpowiedzUsuńThank you! This is the nature life!
Many greetings
Thank You Magda
UsuńAleż takie życie musi mieć smak :D
OdpowiedzUsuńpomimo pracy i braku czasu to chyba nic się z tym nie może równać - pozdrowienia
Pracowita jest zima i wiosna, a lato i jesień rekompensuje mi ten intensywny czas i na razie jest fajnie.
UsuńDziekuje bardzo za wyrazy wspolczucia i milej niedzieli zycze. Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę z Twojej wizyty. Pozdrawiam
UsuńNo nie mogę, te psiaki są przecudne, a i owieczki niczego sobie. Oj masz ty co robić dziewczyno, gdzie tam moje małe stadko do Twojego, czuje, że duużo mogę się od Ciebie nauczyć :) Bardzo się ciesze, że będę mogła do Ciebie zaglądać i podglądać te cuda wszelakie :)
OdpowiedzUsuńWitam Cię serdecznie u mnie i cieszę się z wizyty.
UsuńOd dawna rozmawialiśmy o Tobie ,bardzo nam brakowało Twojego bloga .Teraz gdy już jest tak cudownie pasterski ,jeśli pozwolisz będziemy do Ciebie zaglądać przez to wirtualne okienki. Od dawna wiedzieliśmy że Twój blog musi być suuuper.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy i mamy nadzieję na piękno merytoryczność która zawsze bije z tego co piszesz :)))
Zosia i Janusz
Cieszę się z Waszych odwiedzin i zapraszam, jak tylko będziecie mieli ochotę do odwiedzin.
UsuńJak się cieszę, że odkryłam Twój blog, cudne owce :))
OdpowiedzUsuńA babcia uczyła mnie prząść na kołowrotku, jeszcze stoi taki stary kołowrotek w domu, ma chyba ze sto lat...
OdpowiedzUsuńCieszę się, że do mnie trafiłaś. Zazdroszczę Ci zabytkowego kołowrotka.
UsuńA to się pochwalę, mam też starą zapaskę, z wełny przez babcię utkaną, wiem ze sama wełnę na nią farbowała, ale nie wiem czy sama uprzędła, no ale chyba tak skoro to po niej mam ten kołowrotek :)). Kiedyś marzyło mi się tkanie, nawet na pracę magisterską zrobiłam tkaninę, a potem to wszystko poszło do lamusa.
OdpowiedzUsuńCo się odwlecze, to nie uciecze - ponoć. Ja w liceum miałam zajęcia po lekcjach z tkania, ale wolałam siatkówkę, a na tkanie z bólem wielkim chadzałam i niewiele z tego pamiętam. A teraz mnie naszło na tkanie, krosna śnią mi się po nocach i nie mogę się już doczekać snucia
UsuńKotelnia, kocenie się ..Nie jest tak źle, jak dla mnie ;) Pamiętam czas wykotów podczas praktyk, a także dzień, w którym kolega, chłopak ze wsi, uratował świeżego jagniaka. Urodził się podduszony i Paweł robił mu sztuczne oddychanie. Zootechniczka stała i wlepiała gały, a on zwierzaka ratował. I uratował. Tryczek przeżył.
OdpowiedzUsuńKomodorek mały- śliczny!
pozdrawiam serdecznie :)
Ale słodko tu u Ciebie, pierwszy raz tu goszczę, ale dodaję do obserwowanych. Fantastyczny blog się zapowiada!
OdpowiedzUsuńKotelnia... z niczym mi się to nie kojarzy poza patelnią :D. Słowo "wykoty" jest mi znane, ale o kotelni słyszę po raz pierwszy.
Ale bez względu jak się to nazywa, słodkie maleństwa - i owieczki i psiaczki. Pozdrawiam :)
Witam Cię serdecznie. Mnie ta kotelnia też się nieodmiennie kojarzy z patelnią
OdpowiedzUsuńSpałabym z nimi....:)
OdpowiedzUsuńAle ja wiem, że jestem dziecinna.
Hej :) rasa pasterska komondor. Masz hodowlę tych psów? czy dla własnych potrzeb je masz, chodzi mi o to czy są trenowane do pilnowania i zaganiania owiec :) jak w terenie sprawdza się ich szata? nie ma z nią problemów?
OdpowiedzUsuńWitaj. Komondorów nie trzeba trenować, ale osiągają "dorosłość" stosunkowo późno, po ukończeniu 3 lat więc początkowo są trochę szalone i bardziej nastawione zabawowo. Są duże, więc w tych pierwszych 3 latach trzeba mieć baczenie, aby zaganiając nie poturbowały jagniąt czy owiec o mniejszych gabarytach, np. takich, jak wrzosówki. Z szata nie ma problemów dla mnie, ale to wszystko zależy od podejścia. Nie są to psy "wyjściowe", wystawowe. Nie są im straszne żadne warunki atmosferyczne, więc są ubłocone, często straszliwie brudne. Jak jest pogoda ładna, to są czyściejsze. Psy pracujące wyglądają tak, jak te moje. Psy trzymane w domu są białe i czyste, ale czy to na pewno jeszcze komondory, to nie wiem. Moje psy pochodzą z Węgier z doskonałych linii hodowlanych, ale ja nie mam zarejestrowanej hodowli, bo jakoś się tym nie zajęłam. Może to zrobię, a może nie. Nie chciałabym hodować psów (ten miot to "wypadek", wcześniej się udawało ciąż unikać), bo nigdy nie wiadomo do kogo trafią, a nie chciałabym, aby moim zwierzętom działa się krzywda.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńMam pytanie odnośnie karmienia jagniąt. Mam małe jagniątko kameruńskie słabiutkie i postanowiłam je sama karmić butelką. proszę powiedz czy mleko w proszku należy rozrobić tak jak dla niemowlęcia czy trzeba bardziej rozcieńczyć? Będę wdzięczna za odpowiedź.
Nie zagladam tu prawie wcale. Pisałas 4 dni temu, więc moje rady spóźnione i tak. Ja nie karmię mlekiem w proszku. Kamie mlekiem krowim bądź kozim, ktorych nie rozcieńczam wcale. Mam nadzieję, że jagniątko ma sie lepiej.
UsuńOooo matko jakie cuda maleńkie. Rozpływam się. Cudowny gatunek.
OdpowiedzUsuń